.

czwartek, 4 maja 2017

Rozdział 21



- Za wszelką cenę nie możesz przestać wierzyć – usłyszał cichy głos swojego profesora.
- Wie Pan, że to nie będzie takie proste – odparł równie cicho
- Wiem, ale musisz pamiętać co twoi przyjaciele dla ciebie zrobili, że zawsze stali za tobą murem i nie daliby cię skrzywdzić. Musisz się tego trzymać. Nie możesz nawet na chwile stracić wiary w nich. W przeciwnym razie wiesz co się stanie.
- Wiem i cholernie się tego boje, ale... nie mogę się już wycofać. Chcę to wszystko skończyć i żyć w spokoju. Oni są dla mnie najważniejsi i nie wiem co zrobię jeśli ich stracę, ale nie mogę stchórzyć. Już nie. – wyznał cicho Harry zanim zdążył się powstrzymać – Poza tym miał mi Pan coś powiedzieć po moim powrocie.
- Ta gryfońska ciekawość. Zawsze jej nienawidziłem – powiedział Snape wywracając oczami Po chwili jednak spoważniał - Byłbyś idiotą gdybyś się nie bał Harry. Masz dopiero szesnaście lat, a mimo wszystko jesteś gotowy zginąć żeby ratować nas wszystkich. To więcej niż zrobił którykolwiek z aurorów, członków Zakonu czy nawet sam Albus.
- Na tym cholernym świecie żyją moi przyjaciele, robię to przede wszystkim dla nich. Chcę żeby mogli żyć w spokoju i założyć w przyszłości rodziny nie martwiąc się, że mogą zginąć w każdym momencie z ręki Voldemorta. Poza tym myślę, że Pan również zrobił więcej niż ktokolwiek z nas przypuszcza. Po prostu nie mówi Pan tego głośno.
Snape zszokowany spojrzał na swojego ucznia jednak musieli przerwać rozmowę gdyż znajdowali się już przed drzwiami do gabinetu dyrektora. Mimo wszystko Severus z wdzięcznością skinął głową Harremu. Nie mógł się doczekać jego powrotu z misji. Chciał w końcu wyznać mu prawdę, którą Albus tak długo przed nim ukrywał.  

Severus zapukał i wszedł do gabinetu nie czekając na pozwolenie. Dumbledore siedział jak zwykle za swoim biurkiem z przyklejonym do twarzy uśmiechem.
- Chłopcy, nareszcie. Czekałem na was – powiedział na ich widok – Może dropsa?
- Daruj sobie Albusie – odparł Snape, krzywiąc się na widok cytrynowych dropsów – Nie jesteśmy tu dla przyjemności. Pan Potter jest gotowy wyruszyć na ostatnią misję.
- Oczywiście Severusie. Cieszę się Harry, że w końcu się zdecydowałeś. 
-Dobrze wiesz, że nie mógł wyruszyć na następną misje, bo nic o niej nie wiedzieliśmy. Przekazałem przed chwilą panu Potterowi wszystkie informacje, które udało mi się znaleźć. Więcej nie zdołam mu pomóc. Wszystko leży w jego rękach.
Harry słuchał tej wymiany zdań i nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Snape w jego obecności usprawiedliwił go przed Dumbledorem! Bronił go! Jakby ktoś powiedział mu to dwa tygodnie temu to pewnie by go wyśmiał. Ale teraz dużo zaczęło się zmieniać. Snape dbający o niego? On darzący sympatią swojego profesora? To brzmiało niedorzecznie, a mimo wszystko działo się. I było tak samo nieoczekiwane jak większość zdarzeń z życia Harrego. Ale cóż, taki jego los. Wracając do sytuacji, sądząc po wyrazie twarzy, dogadywanie Albusowi sprawiało Severusowi taką przyjemność jak kiedyś znęcanie się nad Harrym.
- Tak... – Dumbledore zaczął powoli otrząsać się z otępienia – Od dawna wszystko leży w jego rękach. Harry jesteś gotowy?
- Nigdy nie będę wystarczająco gotowy. Nie mam za dużego wyboru, dyrektorze – Harry zabrał głos po raz pierwszy w tej rozmowie.
- Zawsze jest jakiś wybór, chłopcze.
- Nie w moim przypadku – odparł z grymasem na ustach – Możemy zaczynać.
Severus stanął przed nim z świstoklikiem w ręku.
- Myślę, że dzisiaj nie będą ci potrzebne eliksiry – powiedział po czym ściszył głos niemal do szeptu by słyszał go tylko Potter – Pamiętaj co ci mówiłem. Nigdy nie trać wiary. Pamiętaj o całym dobru jakie spotkało cię ze strony innych ludzi, a przede wszystkim ze strony ludzi ci bliskich. To na nich będzie skierowane ostrze. Będą uderzać w twoje najsłabsze punkty.
- Dziękuje Profesorze. Będę pamiętać. – Harry naprawdę doceniał każdą pomoc, którą od niego otrzymywał. O tym również będzie pamiętać na misji.
Severus przekazywał mu już świstoklik kiedy przypomniał sobie o jeszcze jednej małej sprawie.
- I Potter? Nie zapominaj o swojej ciekawości. Myślę, że choćbyś miał zginąć to ta głupia gryfońska cecha ci na to nie pozwoli – powiedział z rozbawieniem wypisanym na twarzy.
- Nie zapomnę – powiedział Harry z uśmiechem.
Chwile później trzymał w rękach świstoklik, a kiedy ostatni raz spojrzał na Snape dostrzegł w jego oczach coś na kształt.... troski? Nie był pewien. Może po prostu miał zwidy.
Przeniósł się... sam nie dokładnie wiedział gdzie. Najbliższym określeniem do tego co widział była pustka. Jakby stał we mgle. Nie czuł potrzeby by usiąść i nie był zmęczony staniem. Nie czuł nic, co w normalnym świecie nie dawałoby mu spokoju. Po chwili usłyszał wydobywający się z nicości głos.
- Pan Potter. To zaszczyt gościć cię w moich skromnych progach.
- Kim jesteś? Skąd mnie znasz?
- Każdy cię zna, młody człowieku. Jesteś tym, który uwolni świat od Lorda Voldemorta. Jesteś Wybrańcem. Chłopcem, który przeżył.
- Głupie przydomki. Byłbym nikim, gdyby nie moi rodzice. Dopilnuję, by Riddle pożałował, tego co im zrobił.
-  W to nie wątpię. Każda z naszych przepowiedni mówi, że dopóki nie zrezygnujesz z tego co robisz, zwycięstwo jest po twojej stronie. Riddle nie ważne z iloma zwolennikami, przegra. Bez względu na to, ile horkruksów stworzy.
- Skąd masz tą pewność?
- Pochodzę ze starego rodu delfickich wieszczy. Nie wszystkie wizje są tak przejrzyste jak ta i nie u każdego dar rozwija się w takim stopniu jak u mnie, mimo wszystko każdy z nas go posiada. Moja wizja jest jasna. Dum tu victor dimicatis chłopcze.
- Co to znaczy?
- Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą. Zapamiętaj te słowa. A teraz, czy jesteś gotowy na ostatnie zadanie?
- Nadal nie powiedziałeś mi kim jesteś! - zawołał Harry
- W moich żyłach płynie krew Auditorich. A teraz ponawiam pytanie, czy jesteś gotowy na ostatnią misję?
- Jestem gotowy.
Z chwilą gdy Harry wypowiedział te słowa głos zamilkł. Był tylko on i nicość. Jednak to sie zmieniło. Przed nim zaczęły odgrywać się sceny z jego życia z udziałem jego najbliższych.
"Żałujesz, że ich poznałeś?"  Tym razem głos rozbrzmiał jakby w jego głosie.
Czy żałował? Oczywiście, że nie. To były najwspanialsze osoby jakie kiedykolwiek spotkał. Nie mógłby wymarzyć sobie lepszych przyjaciół.
"Co byś zrobił, gdyby któryś z nich cie zdradził? Zemściłbyś się?"
Nie byłby w stanie zrobić im krzywdy bez względu na wszystko. W końcu Ron i Hermiona też go zdradzili. Można powiedzieć, że wbili mu nóż w plecy. A mimo wszystko nawet nie pomyślał, żeby naprawdę zrobić im krzywdę. Wszystko co się działo między nimi to były tylko głupie przepychanki.
"Jesteś tego pewny? W końcu ta dwójka tak bardzo cię zraniła. Nie chciałbyś się im chociaż trochę odwdzięczyć? A Ginny? On też cię zdradziła. Zasłużyli by cierpieć tak jak ty cierpiałeś."
Nie zrobię im krzywdy. Nie jestem Voldemortem. Sprawili mi dużo bólu, ale było minęło. Mam nowych, prawdziwych przyjaciół, za którymi wskoczyłby w ogień i zasłonił własnym ciałem przed zaklęciem. Jestem szczęśliwy i nie zamierzam psuć tego głupią chęcią zemsty.
I tak mijały następne minuty, godziny. Osoba za osobą, wydarzenie po wydarzeniu. Harry nie wiedział ile to jeszcze potrwa ale miał już dość. Podsyłali mu coraz to inne spekulacje, spiski i poddawali wątpliwości uczucia, a szczególnie zaufanie do innych osób. Marzył żeby to się już skończyło.
"A co z Syriuszem?"
Zostaw go w spokoju.                
 "Naprawdę wierzysz, że to dyrektor powstrzymywał go od ujawnienia się?"
A dlaczego miałbym nie wierzyć? Ufam mu, kocham go, jest dla mnie jak ojciec, nie mógłby mnie okłamać.
"Tak jak nie mogli cię okłamywać Ron i Hermiona?"
Przestań! Syriusz jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Nie popsujesz tego.
" Skoro tak... jeśli jesteśmy już przy temacie zaufania... Draco Malfoy. Twój odwieczny wróg..."
Już nie. Sprawie ci przykrość, ale chyba masz stare informacje. Nie jesteśmy juz wrogami.
"A co to sprawiło? Co się zmieniło między wami? Dlaczego po pięciu latach kłótni nagle jesteście praktycznie nierozłączni?"
Bo powody naszych kłótni były idiotyczne, zachowywaliśmy się jak dzieci.
"Rozumiem dlaczego już ze sobą nie walczycie. Ale co z zaufaniem?"
Ufam mu tak samo jak innym, albo nawet bardziej.
"Nie boisz sie, że wbije ci nóż w plecy?"
Nie mam co do niego żadnych wątpliwości. Wie o mnie wszystko, nigdy mnie nie wydał. Wspierał mnie w sytuacjach, o których na początku mówiłem tylko jemu, bo potrzebowałem rozmowy, a nie chciałem martwić reszty przed przemyśleniem sytuacji. Wiele dla mnie znaczy.
Później skierowano ostrze na Dumbledora, ale z tym nie miał problemu, bo wciąż nie ufał temu staremu dropsowi. Dalej były już tylko coraz mniej ważne dla niego osoby. Harry pomyślał, że zapomnieli o jednym ważnym dla niego w ostatnich dniach człowieku i  dziękował za to w duchu Merlinowi, bo sam tego nie rozumiał. Jednak jego nadzieje były złudne.
"A tak na koniec Harry... co mi powiesz o Severusie?"
Liczyłem, że ominie mnie ten temat.
"W ostatnich dniach wasze stosunki się bardzo poprawiły. Nie wydaje ci się to podejrzane?"
A czemu tobie wszystko wydaje się podejrzane?! Kim ty w ogóle jesteś?
"Moja osoba jest tutaj najmniej istotna. Skupmy się na Snapie. Ufasz mu?"
Mam wrażenie, że gadam sam ze sobą. To zadanie ma na celu doprowadzić mnie do zakładu psychiatrycznego? Ufam, nie ufam. Kto to wie. Sam nie wiem co czuje. To trudny temat. Przed wyruszeniem na zadanie otworzył się przed nim i powiedział mu swoje obawy i nie miał pojęcia co profesor z tym zrobi. Zresztą pozostawała jeszcze tajemnica, którą Severus miał mu wyjawić po zakończeniu tego wszystkiego. Tylko pytanie czy dożyje końca...
Nagle wszystko zniknęło, a przed Harrym pokazała się kolejna nieznana postać. Był to mężczyzna w podeszłym wieku ubrany w długą czarodziejską szatę. W zasadzie przypominał trochę Dumbledora. A jakby mu dodać laskę to Gandalfa. Harry zaśmiał sie na tę myśl. 
- Nie jestem twoim stukniętym dyrektorem, a już na pewno nie Gandalfem Potter - powiedział nieznajomy i zaśmiał się z zaskoczonej miny Harry'ego - Trudno cokolwiek przede mną ukryć - powiedział wyraźnie zadowolony z siebie.
- Kim ty właściwie jesteś?
- Kojarzysz może Merlina?
- Tego starego czubka do którego sie przed chwilą modliłem żeby stad wyjść?
- Ten stary czubek stoi przed tobą Potter i może ci przysporzyć dużo kłopotów jeśli zajdziesz mu za skórę - powiedział mężczyzna widocznie urażony stwierdzeniem "stary czubek".
- Nie rób sobie ze mnie jaj człowieku tylko wyślij mnie do domu. Nie zwariowałem aż tak żeby uwierzyć w to, że przyszedł do mnie sam Merlin dlatego, że jestem pieprzonym wybrańcem.
- Potter ty idioto - mężczyzna spojrzał na niego z mina cierpiętnika - Zresztą, nie chcesz nie wierz. Twoja sprawa.
- Gościu ty tak na poważnie? - spytał Harry nie mogąc uwierzyć - Wiesz, chyba jednak nie ja powinienem iść na odział zamknięty w Mungu. Będziesz lepszym kandydatem.
- Morgano daj mi cierpliwość do tego kretyna, bo to ty mnie tu wysłałaś. Potter miejmy to już za sobą. Słuchaj mnie teraz chociaż przez chwile i potraktuj to poważnie. Zebrałeś wszystkie potrzebne składniki do zrobienia eliksiru, który zniszczy horkruksy Riddla. Severus Snape dokończy go niedługo, a ty będziesz musiał go zażyć. Od twojej siły zależy wszystko. Będziesz cierpiał bardziej niż kiedykolwiek, bo fragment duszy Voldemorta, który wciąż jest w tobie umrze. Ale on będzie cierpiał bardziej. Jeśli przetrwasz te męki, będziesz musiał sie z nim zmierzyć. To będzie ostatni krok do pozbycia sie go raz na zawsze. Musisz go zabić żeby ostatnia, najmniejsza, znajdująca sie w nim cząstka duszy umarła. Wtedy wszystko się skończy, a ty będziesz mógł żyć w spokoju tak jak chciałeś. Będziemy razem z tobą podczas walki i zrobimy wszystko co w naszej mocy by ci pomóc. Czeka na ciebie jeszcze jedna wielka tajemnica, która wstrząśnie twoim światem i prawdopodobnie znienawidzisz dyrektora jeszcze bardziej, ale tak już musi być. Starzec musi wziąć odpowiedzialność za swoje czyny.
- Nawet ty? Co to za tajemnica? Dlaczego nie mogę się dowiedzieć teraz?
- Bo prawdopodobnie będziesz chciał zabić, albo chociaż uszkodzić Dumbledora, a jest ci on jeszcze potrzebny. Severus powie ci wszystko kiedy przyjdzie czas. A teraz weź ostatni składnik - zmienił temat wyciągając do niego dłoń z fiolką, w której był jakiś płyn - i  dostarcz go Snape'owi. Im szybciej skończy eliksir tym szybciej wszystkiego sie dowiesz.
Harry podszedł do niego i zabrał fiolkę z jego dłoni.
- Ciężko mi to mówić po tym jak na mnie zareagowałeś na początku, ale.. twoi bliscy mają szczęście, że mają takiego przyjaciela. Powodzenia Potter - powiedział Merlin zanim Harry zniknął.
Chwilę później znajdował sie w gabinecie dyrektora, którego nie trawił nawet sam Merlin. Nagle poczuł wielkie zmęczenie i zakręciło mu się w głowie. Gdyby nie Snape pewnie przywaliłby głową w podłogę. Profesor pomógł mu dojść na kanapę z lekkim niepokojem w oczach.
- Co jest Potter?
- To tylko zmęczenie, zaraz mi przejdzie.
- Jak zadanie? Udało sie? - zapytał dyrektor
- Inaczej by mnie tu nie było - powiedział Harry przekazując Severusowi ostatni składnik - Wyglądało to trochę inaczej niż pan myślał.
- Co masz na myśli? - spytał Severus marszcząc przy tym brwi
- Nie były to ataki skierowane bezpośrednio w moich bliskich. To było bardziej jak... ogromne puzzle. Oglądałem każdy fragment ze swojego życia. Poza tym wystawiali na próbę moje uczucia i więzi z bliskimi. Nie przekształcali sytuacji, ale zadawali pytania czy coś naprawdę jest takie jakie jest, czy na pewno ufam niektórym osobą, co myślę o innych, co bym zrobił gdyby i czy jestem tego pewien.
- Rozumiem. Chodź teraz ze mną. Odprowadzę cię kawałek, żeby sie upewnić, że znowu nie będziesz chciał przywitać się  podłogą
Harry wstał z kanapy czując sie o wiele lepiej niż kilka minut temu. Pożegnał sie grzecznie z dyrektorem i wyszedł z gabinetu razem z profesorem.
- Kto zadawał ci te pytania? Tam na misji?
- Spotkałem tam trzech mężczyzn. Jeden z nich mącił mi w głowie, ale nie wiem kim był, nawet go nie widziałem. Na koniec rozmawiałem z Merlinem...
- Tym Merlinem?! Chyba sobie ze mnie jaja robisz Potter.
- Też nie chciałem w to uwierzyć - zaśmiał sie szczerze Harry - A przez to, że nie chciałem uwierzyć powiedziałem parę słów za dużo. Ale mniejsza z tym. Był jeszcze jeden. Nie mam pojęcia kto to.
- Mówił coś o sobie? - Snape był tym wyraźnie zainteresowany.
- Powiedział, że pochodzi z rodu delfickich wieszczy, a w jego żyłach płynie krew Auditorich. Mówi to panu coś?
- Potter, coś ty robił na Historii Magii? Jeśli to jest osoba o której myślę to spotkałeś jednego z najpotężniejszych wieszczy na świecie. Zostaw dla siebie to co ci powiedział. Nie powinieneś tego rozpowiadać. I zaufaj mu. Jeśli miał wizję dotyczącą twojego życia to możesz mieć pewność, że ona sie spełni.
- Powiedział, że nigdy żadna wizja nie była tak wyraźna jak moja.
- Bo ty zawsze musisz wyłamywać sie z tłumu Potter. Zawsze musisz być najważniejszy - powiedział z typowym dla siebie złośliwym uśmiechem kiedy na korytarzu pojawili się inni uczniowie.
- Myślę profesorze, że dam sobie dalej radę. Lepiej pójdę zanim powiem coś za co mógłbym spędzić swój weekend na szlabanie u pana. Dziękuje za pomoc.
- Zawsze musisz popsuć mi zabawę Potter - mruknął Severus z grymasem na twarzy mimo, że w oczach miał wesołe ogniki.
- W końcu jestem chłopcem który przeżył i teraz dręczy wszystkich - zaśmiał sie Harry na odchodnym. Skierował się do swojego dormitorium, gdzie tak jak sie spodziewał spotkał swoich przyjaciół. Dziewczyny od razu sie na niego rzuciły jakby nie widziały go kilka miesięcy. Kiedy przyjaciółki w końcu wypuściły go ze swoich rąk usiadł na kanapie pomiędzy Draco i Alexem i opowiedział im wszystko po kolei nie pomijając dziwnego zachowania Snapa. Na wzmiankę o Merlinie ekipą wstrząsnął śmiech, a Draco poklepał go po plecach ze stwierdzeniem, że tylko on był w stanie zrobić coś takiego. Resztę czasu spędzili na wygłupach, a Harry utwierdził się w tym co myślał podczas zadania.
"Merlinie, ty stary czubku, jak ja ich kocham".  Pomyślał kiedy po raz kolejny wycierał łzy śmiechu z twarzy.            
 

                                 
                 

sobota, 10 grudnia 2016

Rozdział 20

   


Następny tydzień był bardzo trudny dla wszystkich mieszkańców Hogwartu. Voldemort ponownie wzmógł swoje ataki na mugolskie wioski. Na twarzy Albusa Dumbledora można było dostrzec wielkie zmęczenie. Radosne iskierki w oczach zastąpił smutek i żal. Posiłki zjadał niewielkie o ile w ogóle jadł, a swoje zwyczajowe krótkie przemowy w Wielkiej Sali ograniczył do minimum. Zakon Feniksa robił wszystko, by ochronić jak największą ilość osób, ale mimo to liczba martwych i zaginionych rosła z dnia na dzień. W proroku na pierwszych stronach wciąż wypisywano nazwiska czarodziei, których najprawdopodobniej rodziny nie będą miały okazji już zobaczyć. Na początku wszyscy byli zdziwieni nagłą szczerością Proroka, lecz później wyszło na jaw, że zyskał on nowego właściciela, który nie przejmował się ministerstwem. Był to jakiś stary znajomy Syriusza, który ponownie nawiązał z nim kontakt, a Zakon podawał mu niektóre informacje, o których ludzie powinni wiedzieć, a które ministerstwo usilnie próbowało zataić. Harry cieszył się z tego, jednak przygnębienie i wściekłość dominowały nad innymi uczuciami. Nie mógł nic zrobić. Na początku tygodnia, kiedy dowiedzieli się o pierwszym ataku Voldemorta, Harry chciał wyruszyć na swoją ostatnią misje. Chciał to skończyć raz na zawsze. Poszedł więc do gabinetu dyrektora powiadamiając wcześniej swoich przyjaciół. Staruszek przyjął jego pomysł z entuzjazmem, jednak na jego nieszczęście był tam też Snape, który sprowadził ich na ziemie i poprosił Harrego o rozmowę w cztery oczy.
- O czym chciał Pan ze mną porozmawiać Profesorze? – zapytał Harry wchodząc do gabinetu Snapa.
- Czy ty Potter już do końca zdurniałeś? – był wściekły. Był wściekły tak jak jeszcze nigdy co wprawiło chłopaka w lekki szok.
- Słucham?
- Masz problemy ze słuchem? Podajesz się Albusowi na tacy! Myślisz, że ten Stary Trzmiel będzie miał jakiekolwiek opory przed wysłaniem cię na kolejną misję samobójczą?!
Jeśli Harry wcześniej był w szoku to teraz nie mógł znaleźć słów na określenie tego co czuł.
- A co Panu do tego?
- Wiem, że jesteś Złotym Chłopcem Gryffindoru, ale nie bądź większym idiotą niż myślałem! Nie możesz mu ślepo ufać.
- Dlaczego Pan tak sądzi?
- Bo wiem jak to się kończy. Zaufanie temu starcowi zazwyczaj kończy się śmiercią swoją lub bliskich ci osób. Sprawdziłem to na własnej skórze. Jeśli chcesz dożyć końca roku to nie ufaj mu. Nigdy – Przez maskę obojętności Severusa przy wypowiadaniu tych słów przebijały się różne uczucia.
- Nie ufam mu od dawna i jeden dobry gest z jego strony na pewno tego nie naprawi. Może Pan być spokojny w tej kwestii. Nigdy więcej nie zaufam Albusowi Dumbledorowi tak jak kiedyś.
Severus uważnie przypatrywał się Harry’emu poszukując jakichkolwiek oznak kłamstwa. Kiedy zyskał pewność, że mówi prawdę skinął delikatnie głową i ponownie zaczął mówić.
- Posłuchaj mnie uważnie. Nie pójdziesz dzisiaj na to zadanie...
- Ale...
- To moje ostatnie słowo. Za mało o nim wiemy. Właściwie to nie wiemy nic. Musisz dać mi więcej czasu na znalezienie informacji. Poczekaj do piątku.
- Do piątku?! Zwariował Pan? Jest poniedziałek! Do piątku Voldemort wymorduję połowę mugoli!
- Nie pozwolę wyruszyć ci na misje tak jak ostatnio, Potter. Wyłącz na chwilę swoją pieprzoną chęć ratowania każdego na tej planecie. Jeśli zginiesz, wtedy stracimy jakąkolwiek szanse. Pomyśl przez chwilę logicznie. Nie daj się zabić.
- Co cię obchodzi moje życie? Dlaczego nagle zacząłeś się o mnie martwić? Na poprzedniej misji dałem sobie radę bez przygotowania i nic mi się nie stało!
- Co nie znaczy, że ta będzie taka sama. Zrozum, że doniesienia o tych zadaniach to są jedynie legendy. Bajki, których nikt nie jest w stanie potwierdzić. To, że jesteś cholernym wybrańcem nie znaczy, że jesteś niezniszczalny. Czarny Pan tylko czeka na okazję do zabicia cię, a ty sam wchodzisz mu na talerz!    
- Czyją stronę trzymasz? Określ się wreszcie! Dlaczego ktoś kto jeszcze niedawno dorzuciłby mi trucizny do posiłku teraz próbuje mnie chronić? Na jakiej podstawie mam ci ufać?! – Harry już nie wytrzymał. Naprawdę go nie rozumiał. Człowiek, który jeszcze pół roku temu z chęcią by go otruł teraz ostrzega go przed dyrektorem? Martwi się o niego? O co tu chodzi?
- Od zawsze trzymam tylko jedną stronę, Potter. Swoją.
- Więc dlaczego tak ci na mnie zależy? Oboje wiemy, że akurat ty byś sobie poradził podczas wojny. Czemu nie ufasz Dumbledorowi?
- Nie mogę ci nic powiedzieć. Przynajmniej na razie. Albus zrobił coś czego mu nie wybaczę i zapłaci za to – w tym momencie wściekłość w jego oczach mogła by zabić.
- Co on znowu zrobił? Za co chcesz się zemścić? I co to wszystko ma wspólnego ze mną?
- Wszystko ci opowiem jak to się wreszcie skończy.
- „Końca” mogę nie dożyć, a ty zdajesz sobie z tego sprawę najlepiej. – powiedział cicho Harry patrząc Severusowi prosto w oczy - Muszę wiedzieć.
- Nie teraz...
- A kiedy?! Dlaczego znowu coś przede mną ukrywacie? Myślałem, że czasy, w których jestem okłamywany „dla mojego dobra” już minęły. Dlaczego o wszystkim dowiaduję się na końcu? Po co znowu te tajemnice?    
- Tajemnice, Harry zawsze były i będą, zwłaszcza jeśli chodzi o Albusa Dumbledora. Tym razem nie dowiesz się ostatni. Dowiesz się wszystkiego jako pierwszy, zapewniam cię. Wtedy wszystko zrozumiesz.
- Co zrozumiem? Kiedy?
- W tym tygodniu wyruszysz na ostatnią misję. Nie chcę przed nią namieszać ci w głowie. Wezwę cię jak przyjdzie czas – po tych słowach z powrotem przybrał swoją maskę - A teraz żegnam Panie Potter. Zaraz cisza nocna, a nie chciałbym dawać ci szlabanu.
- Dobranoc Profesorze – Harry opuścił pomieszczenie w dużym stopniu zawiedziony i wyprowadzony z równowagi. Severus zaciekawił go tym co mówił i chciał się jak najszybciej dowiedzieć o co ma on do Dumbledora taki żal. Nie mając innego wyjścia ruszył powoli do swojego dormitorium. Na miejscu zastał swoich przyjaciół. Zdziwili się jego szybkim powrotem, a jeszcze bardziej interwencją Snapa. Tak samo jak on nie mieli pojęcia o co mogło mu chodzić.
Następne dni nie były dla Pottera łatwe, jednak w pewien sposób czuł, że może ufać Severusowi, i że ten powiadomi go gdy przyjdzie na to czas. Niemniej jednak niecierpliwił się i wpatrywał w profesora wypatrując najmniejszego znaku. Doczekał się go po trzech dniach kiedy podczas śniadania spoglądał na następną listę ofiar czarnoksiężnika. Niewiadomo skąd wylądował przed nim mały skrawek papieru. Harry rozłożył go szybko i przeczytał znajdującą się na nim wiadomość.
„Potter przyjdź jak najszybciej do mojego gabinetu.”
                                                                    S. S.   
Czarny spojrzał na profesora i skinął krótko głową na znak, że zrozumiał. Snape powtórzył jego gest i po chwili wyszedł z Wielkiej Sali.
- Od kogo ta wiadomość Harry? – spytała zaciekawiona Ann
- Od Snape. Musze do niego iść. Prawdopodobnie chodzi o zadanie. Miał mnie powiadomić gdy zbierze odpowiednie informacje – odpowiedział cicho – Zobaczymy się... pewnie niedługo.
- Uważaj na siebie – odpowiedziała przyjaciółka, przekazując tym zdaniem całe zmartwienie swoje i reszty przyjaciół.
- Jak zawsze – odpowiedział z wymuszonym uśmiechem, patrząc na każdego z nich. Chwile później wstał od stołu i poszedł w ślad za swoim do niedawna znienawidzonym profesorem. Po dotarciu na miejsce zapukał i wszedł do gabinetu nie czekając na pozwolenie profesora. Zastał go siedzącego przy biurku.
- Dzień dobry Profesorze. Ma Pan dla mnie jakieś wieści? – zapytał patrząc na niego z wyczekiwaniem.
- Usiądź Potter. Możesz dzisiaj wyruszyć na ostatnią misję. Nadal nie mam zadowalającej liczby informacji, jednakże obawiam się, że więcej ich nie znajdę. Przejrzałem każde możliwe źródło.
- Czego się Pan dowiedział?
- Obawiam się, że została ci najtrudniejsza próba. Co prawda nie możesz stracić w niej życia, ale możesz stracić zmysły.
- Nie wiem czy mam co tracić – zaśmiał się Harry, żeby nieco rozładować atmosferę. Chyba mu się to udało, bo przez twarz Severusa przemknął cień uśmiechu, a w oczach można było zauważyć wesołe ogniki.
- W końcu się do tego przyznałeś. Ale do rzeczy. Nie możemy potraktować tej misji ulgowo tylko dlatego, że najprawdopodobniej nie możesz na niej zginąć. Ludzie, którzy znaleźli się w tamtym miejscu, tu napomknę, że było ich niewielu, nie wracali tacy sami. Widzieli straszne rzeczy. Zazwyczaj dotyczyły one ich bliskich.
- Ale przecież jeśli to będą jakieś kłamstwa, to będę to wiedział. Chyba nie myśli Pan, że...
- Oni też tak mówili, Potter. A mimo wszystko wracali odmienieni. Rozpadały się rodziny i przyjaźnie. Zrozum, to potrafi tak wpłynąć na psychikę, że zmienia całkowicie twoje myślenie. Po dłuższym czasie przestajesz rozróżniać co z tego co zobaczyłeś jest kłamstwem, a co prawdą. Pod żadnym pozorem nie traktuj tego ulgowo.
- Rozumiem. Wie Pan coś jeszcze? – Harry starał się nie pokazywać swojego przerażenia.
- Ostatni składnik zapewne pokaże się jak to coś uzna, że przetrwałeś wystarczająco dużo czasu. Nie wiem ile może to potrwać. Powinniśmy już iść do dyrektora. Z pewnością nas oczekuje.
- Tak, na pewno.
Szli do gabinetu każdy pogrążony w swoich myślach. Snape wyczuwał zdenerwowanie chłopaka i nie dziwił mu się. Miał dopiero szesnaście lat, a na jego barkach spoczywały życia milionów ludzi. A mimo to był gotowy poświęcić się żeby ratować cały ten cholerny świat. Severus nigdy by tego nie przyznał, ale w głębi serca podziwiał go. Harry natomiast zastanawiał się co będzie gdy wróci z misji. Nie wiedział co zrobi jeśli straci przyjaciół. Byli wszystkim co miał.
- Za wszelką cenę nie możesz przestać wierzyć – usłyszał cichy głos swojego profesora.
- Wie Pan, że to nie będzie takie proste – odparł równie cicho
- Wiem, ale musisz pamiętać co twoi przyjaciele dla ciebie zrobili, że zawsze stali za tobą murem i nie daliby cię skrzywdzić. Musisz się tego trzymać. Nie możesz nawet na chwile stracić wiary w nich. W przeciwnym razie wiesz co się stanie.
- Wiem i cholernie się tego boje, ale... nie mogę się już wycofać. Chcę to wszystko skończyć i żyć w spokoju. Oni są dla mnie najważniejsi i nie wiem co zrobię jeśli ich stracę, ale nie mogę stchórzyć. Już nie. – wyznał cicho Harry zanim zdążył się powstrzymać – Poza tym miał mi Pan coś powiedzieć po moim powrocie.
- Ta gryfońska ciekawość. Zawsze jej nienawidziłem – powiedział Snape wywracając oczami. Po chwili jednak spoważniał – Byłbyś idiotą gdybyś się nie bał Harry. Masz dopiero szesnaście lat, a mimo wszystko jesteś gotowy zginąć żeby ratować nas wszystkich. To więcej niż zrobił którykolwiek z aurorów, członków Zakonu czy nawet sam Albus.
- Na tym cholernym świecie żyją moi przyjaciele, robię to przede wszystkim dla nich. Chcę żeby mogli żyć w spokoju i założyć w przyszłości rodziny nie martwiąc się, że mogą zginąć w każdym momencie z ręki Voldemorta. A tak na marginesie, myślę że Pan również zrobił więcej niż ktokolwiek z nas przypuszcza. Po prostu nikt nie mówi tego głośno.
Snape zszokowany spojrzał na swojego ucznia jednak musieli przerwać rozmowę gdyż znajdowali się już przed drzwiami do gabinetu dyrektora. Mimo wszystko Severus z wdzięcznością skinął głową Harremu. Nie mógł się doczekać jego powrotu z misji. Chciał w końcu wyznać mu prawdę, którą Albus tak długo przed nim ukrywał.  
                                

                                 

wtorek, 9 sierpnia 2016

Rozdział 19


Tak jak powiedział Harry – wrócili do Hogwartu szybciej niż się im wydawało. A właściwie wrócił. Po tym jak Andres zauważył składnik Potter poszedł spakować rzeczy, pamiątki, które chciał zabrać ze sobą po czym zeszli do salonu torby zostawiając przy schodach. Nie śpieszyli się z powrotem tym bardziej, że Andres miał co do tego pewne obawy. Bał się, że zostanie źle przyjęty i Harry będzie miał przez niego problemy.
- Stary, jakie problemy? Odbiło ci? – zapytał zaskoczony
- Z tego co opowiadałeś o poprzednich zadaniach wnioskuje, że powinieneś wracać sam. Ja nie powinienem istnieć.
- Co ty wygadujesz? Daj spokój. Wracasz ze mną.
- Harry...
- Dość. Zbieraj się. Czas wracać do domu.
- No właśnie. Dom. To twój dom Harry. Nie należę do twojego świata.
- Chodź. Jeśli jest jakaś szansa, że możesz wrócić ze mną i wyrwać się z tego miejsca to czemu mielibyśmy z niej nie skorzystać?- pociągnął przyjaciela za rękę kierując się do wyjścia. Po drodze zmniejszył jeszcze ich bagaże i schował do kieszeni. – Dobra. Teraz musisz się mnie mocno złapać i w tym samym czasie co ja złapać za składnik. Gotowy? – Andres skinął głową – Teraz!
Harry był przygotowany na standardowe mdłości i szarpnięcie skóry jednak nic z tego nie nastąpiło. Otworzył oczy, które nawet nie wiedział kiedy zamknął. Nie miał pojęcia co się dzieje. Powinni już być w Hogwarcie.
- Nic nie rozumiem – powiedział cicho – Mamy składnik. One zawsze działały jak świstoklik.  Powinno już nas tu nie być.
- Harry...
- Nic nie mów zaraz coś wymyślę.
- Harry...
- Może sam zrobię świstoklik? To powinno zadziałać. Co myślisz?
- Harry Cholerny Potterze! Posłuchaj mnie przez moment! – krzyknął Andres – Pamiętasz jak opowiadałeś mi o poprzednich misjach? Mówiłeś, że spotykałeś różne osoby, ale żadna podkreślam ŻADNA z tobą nie wracała. Może po prostu ja też nie mogę. To jest jedyne logiczne wytłumaczenie.
- Żadna z tych osób nie wracała ze mną, bo ŻADNA NIE PRZEŻYŁA. Jest chyba lekka różnica – odrzekł zdenerwowany Potter. Naprawdę chciał żeby przyjaciel z nim wrócił. Zdążył się do niego przyzwyczaić tak jak do Alexa, Draco czy Ann.
- Harry posłuchaj. Ja też chciałbym się stąd wyrwać. Ale tak już jest. Ten świat nie jest prawdziwy. Jest wyimaginowany. Sam pomyśli. Przecież dom twoich rodziców w prawdziwym świecie jest ruiną. Voldemort go zniszczył. Sukinsyn, który tyle namieszał w twoim życiu. Pamiętasz go? Musisz wrócić do Hogwartu i zakończyć to wszystko. Żebyś w końcu mógł żyć normalnie. Z rodziną.
- Ale ja naprawdę nie chce cię tu zostawiać. Spodobałoby ci się w Hogwarcie – Harry usiadł na schodach. Powoli docierało do niego, że właśnie traci kolejną ważną osobę w swoim życiu.
- Na pewno. Ale spójrz na to z innej strony. Czekają na ciebie przyjaciele. Martwią się o ciebie. Będą na ciebie wkurzeni jak będziesz się ociągał – powiedział siadając obok niego.
- Dobra, ale co z tobą? Też jesteś moim przyjacielem. Mam tak po prostu odejść i cię zostawić?
- Oj Harry Harry. Jesteśmy w innym świecie, który po twoim odejściu pewnie po prostu zniknie. A ja razem z nim. W końcu odpocznę. Długo czekałem żeby uwolnić się od ojca. Tyle lat... – zamyślił się – A dzięki tobie będę wolny. Tak po prostu. W końcu wolny.
- Ale dlaczego nie możesz być wolny w moim świecie? Czemu to wszystko jest tak cholernie trudne?
- Takie jest życie Harry.  – poklepał go po plecach – Musisz już iść. Nie wiem dlaczego, ale czuję to. Wiem, że sobie poradzisz, wierzę w ciebie.
- Szkoda tylko, że ja nie potrafię w to uwierzyć – powiedział Harry wstając – Mam nadzieje, że teraz będziesz szczęśliwy.
- Nie martw się. Będę. Dzięki tobie.
Wymienili się szybkimi uściskami po czym Harry ponownie chwycił składnik, który tym razem zadziałał prawidłowo.
- Powodzenia Harry Potterze. Jeszcze się spotkamy – usłyszał cichy szept zanim ponownie był w Hogwarcie.
- Harry na miłość Merlina gdzie ty się podziewałeś? – Dyrektor doskoczył do niego z zadziwiającą prędkością.
- Na zadaniu, a gdzie mogłem być?
- Język Potter – powiedział Snape pojawiając się niespodziewanie jak zwykle – Nie było cię prawie cały dzień. To długo biorąc pod uwagę ile trwały poprzednie misje.
- Ta była trochę bardziej... czasochłonna.
- Przyjaciele chcą cię rozszarpać za wyruszenie na misję bez ich wiedzy. Czekają na ciebie.
- Zaraz wszystko im wytłumaczę. Składnik – oddał Profesorowi następny niezbędnik do eliksiru – Jestem ciekawy jak się nazywa – powiedział marszcząc brwi, wpatrzony w roślinę.
- Damnum ex dolore. Coś jeszcze Potter? – zapytał Mistrz Eliksirów widząc,  ze chłopak dalej nie śpieszy się do wyjścia.
- Może to bez znaczenia, ale na donicy, w której pojawił się ten składnik był napis   Et inferre vulnera, maxime in maximo. Dobranoc – pożegnał się wychodząc już ostatecznie z gabinetu, skierował się do dormitorium.
Zaraz po tym jak otworzył drzwi do salonu ktoś rzucił mu się na szyje jednocześnie okładając pięściami.
- Co ty sobie myślisz Potter? Jak śmiesz tak znikać? Czemu nie powiedziałeś nam o misji? – wydarła się na niego Ann
- Też się cieszę, że cię widzę Ann – powiedział z lekkim uśmiechem uwalniając się od dziewczyny, usadowił się na kanapie pomiędzy Alexem i Draco.
- Potter! Nie ignoruj mnie! – wrzasnęła dziewczyna z furią wypisaną na twarzy. Reszta wyglądała na równie zmartwionych.
- Ann no weź się nie drzyj. Miesiąc was nie widziałem więc naprawdę nie chcę się teraz z wami kłócić – powiedział zmęczony. Nie lubił powrotów z misji, bo zawsze świstokliki wysysały z niego część energii.          
- Jaki miesiąc, co ty pieprzysz?!
- Ann siadaj do jasnej cholery, przestań się wydzierać i daj mu dojść do słowa! – wybuchł w końcu Draco czując, że od jej pisków zbliża się do niego ból głowy – Wszyscy się o niego martwiliśmy...
- Ale...
- Siadaj i nie przerywaj mi, bo cię ogłuszę! – warknął – Wszyscy martwiliśmy się o tego idiotę i popełnił błąd nie mówiąc nam o zadaniu, ale na pewno miał jakiś powód, który zaraz nam wyjaśni. A w kwestii sprostowania Harry nie widział nas przez miesiąc, bo jeśli zapomniałaś to na Hogwart podczas zadań jest nałożona pętla czasu. I to nie jest powód do wydzierania się, ranienia moich biednych uszu i przyprawiania mnie o ból głowy. Więc milcz, bo naprawdę dostaniesz drętwotą – zakończył swój wywód opadając z powrotem na oparcie kanapy.
- Dzięki Draco – powiedział Harry, wybuchając po chwili śmiechem razem z resztą ekipy.
- Nie ryj się Potter, bo następnym razem to ja cię opieprzę. Masz szczęście, że od jej krzyków naprawdę zaczęła mnie boleć głowa. Nawet nie zdajesz sobie sprawy o tu się działo przez cały dzień.
- Patrząc na twoją minę to mogę się domyślić. Nie mówiłem wam o zadaniu, bo nie wiedziałem, że na nie pójdę. Wyszło spontanicznie. Po prostu śniły mi się jakieś głupoty , które miały związek z misją. No i nie wiem czy chcielibyście żeby budzić was szóstej żeby powiedzieć, że idę na misję, na której i tak nie możecie ze mną być.
- Następnym razem obudź chociaż jednego z nas. Albo nie wstawaj tak wcześnie i po problemie – powiedział Alex.
- Jasne. No, ale wracając do rzeczy to poszedłem do dyrektora, dostałem opieprz od Nietoperza, i wykonałem zadanie.
- A co z misją? Czemu aż tyle trwała?
- Po prostu była bardziej czasochłonna, ale w sumie prosta. Poznałem kolejnego świra – powiedział z cieniem uśmiechu.
- W stylu Voldemorta?
- Nie. W naszym. Świetny człowiek. Gdyby go tam nie było to chyba bym się zanudził na śmierć.
- To co ty tak właściwie tam robiłeś? I gdzie byłeś?
- Wylądowałem w Dolinie Godryka, ale nie tej dzisiejszej.
- Jak to?
- To była Dolina Godryka z czasów kiedy żyli moi rodzice.
- Ale...
- Nie, ich tam nie było. Był mój dawny dom w nienaruszonym stanie. Nawet mam stamtąd parę rzeczy. A jeśli chodzi o misje... nawet nie wiem czego dotyczyła. Składnik sam się pokazał. Poznałem tam pewnego chłopaka. Chyba cały czas chodziło o niego. Spotkałem go w parku. Był posiniaczony, ale nie chciał rozmawiać. Właściwie przez cały ten czas chodziłem w kółko po Dolinie szukając jakiś wskazówek, a później zawsze o tej samej godzinie pojawiałem się w parku. Zaczęliśmy trochę rozmawiać i właśnie po jakimś miesiącu przyznał się, że to ojciec doprowadza go do takiego stanu. Oczywiście nie pozwoliłem mu wrócić do domu. Został u mnie na noc. Następnego dnia poszliśmy po jego rzeczy, ale pojawił się jego ojciec. Zaczęli się kłócić. Potem wróciliśmy do mnie i Andres zauważył składnik, który po prostu stał sobie na parapecie. Miał wrócić do zamku razem ze mną, ale ten pieprzony świstoklik nie zadziałał tak jak powinien i musiał zostać.
- Jesteś dziwnie spokojny jak o tym mówisz – stwierdziła Ann
- A co mogę na to poradzić? – odparł wzruszając ramionami – Poza tym... mam dziwne wrażenie, że jeszcze się spotkamy.
- Ściągniesz do zamku następnego psychopatę? – zapytał Draco – Jakby nas było mało.
- Dobrze jest być w domu – zaśmiał się Harry.