.

wtorek, 29 marca 2016

Rozdział 16



Znowu był w labiryncie. Nie rozumiał dlaczego. W końcu zabił Szaklau i zdobył Hostie.
- O co w tym wszystkim chodzi? – zapytał samego siebie
Nie miał jednak czasu odpowiedzieć sobie na to pytanie, gdyż zza rogu wyszedł Szaklau, który już dawno powinien być martwy. Harry – tak samo jak poprzednim razem – schował się za rogiem i sięgnął do kieszeni po różdżkę.... której tam nie było. Spanikowany, przeszukał wszystkie kieszenie, ale jej nie znalazł. Dostrzegł jednak, że w rogu ślepego zaułka, w którym siedział, coś błyszczy. Podchodząc bliżej dostrzegł miecz Gryffindora.
- Dzięki, Merlinie – szepnął podnosząc ostrze.
Nie miał pojęcia jak ma wygrać ten pojedynek bez magii i eliksirów. Musiał jednak kiedyś wyjść z tego labiryntu. Trzymając miecz oparł się o ścianę labiryntu, jednak ta, dziwnym trafem ugięła się pod nim. Ryzykując usłyszenie przez Szaklau, spróbował przedrzeć się przez ścianę roślin. Po chwili szarpaniny, udało mu się odsłonić kawałek przejścia. Niestety słyszał zbliżające się kroki potwora i nie miał czasu na zabawę, więc resztę przejścia wyciął za pomocą miecza. Wybiegł przez nie na piękne wybrzeże, a zaraz za nim podążył Szaklau. Mimo, iż wiedział, że ma marne szanse na przeżycie, zaczął uciekać w stronę wody. Już po chwili musiał zacząć walczyć i nie było już tak kolorowo. Nie mógł zranić potwora. Wymachiwał przed nim mieczem, w nadziei, że jakimś cudem to go odstraszy. Przy następnym zamachnięciu, Harry zachwiał się i upadł na plecy. Szaklau zaczął się do niego zbliżać, a Harry nagle zdębiał. Nie był w stanie się ruszyć. Potwór pochylił się nad Czarnym i zaczął go obwąchiwać. Harry „obudził” się dopiero gdy Szaklau odchylił łeb do tył wydając donośny pisk i pokazując swoje ogromne zęby. Czarny w ostatniej chwili złapał miecz i wbił go w Szaklau, niczym w Bazyliszka na drugim roku. I znów nie mógł się ruszyć, tyle, że teraz przez ciężkie zwłoki Szaklau, leżące na nim.
- Jak mnie nie zje, to mnie zgniecie. Przynajmniej umrę patrząc na piękne widoki. – pomyślał Harry.
Widoki miał naprawdę piękne, gdyż właśnie był wschód słońca. Jednak po chwili, tak jak za pierwszym razem, na miejscu martwego potwora pojawiła się Hostia. Harry zerwał ją mając nadzieję, że przeniesie się z powrotem do zamku. Jednak jak zwykle miał pecha i tak się nie stało. Poczuł charakterystyczne ciągnięcie w okolicy pępka, a po otwarciu oczu dostrzegł ostatnie miejsce w jakim chciałby się znaleźć i ostatnią osobę jaką chciały zobaczyć.
- Witaj Harry. Jak miło, że wpadłeś – wysyczał Voldemort.
Znajdowali się na cmentarzu, na którym zginął Cedrik
- Ciebie też niemiło widzieć, Tom – powiedział z fałszywym uśmiechem Harry
- Crucio! 
Harry zamknął oczy i ugiął się odrobinę pod wpływem zaklęcia. Ćwiczył trochę z przyjaciółmi wytrzymałość i jak widać wyszło mu to na dobre. Na kolana upadł dopiero po siódmym Crucio.
- No dalej, Riddle. Chyba się nie starasz – Harry zaszydził z Voldemorta po raz kolejny.
Oczywiście w odpowiedzi otrzymał zaklęcie. Liczył je. Chciał wiedzieć po ilu Voldemort straci cierpliwość i go zabije. Przy trzydziestym Cruciatusie był już na skraju wytrzymania i ledwo zachował zdrowy rozum. Po pewnym czasie do tortur dołączyli się też śmierciożercy.
- Widzę, że nie zamierzasz prosić o śmierć.
- Nigdy.
- W takim razie nie przedłużajmy tego. Wyrobiłeś się szczeniaku. Jesteś zawzięty niczym twoja matka. Ona też nie błagała o życie. Byłbyś dobrym śmierciożercą. Pomyśl o tym. Mógłbyś rządzić ze mną światem.
- Wypchaj się Tom. Nie kręci mnie władza.
- Szkoda. Avada Kedavra!

Harry zerwał się ze snu. Był w swoim pokoju, w Hogwarcie. Cały i zdrowy. I strasznie obolały. „Dobrze, że dzisiaj sobota” pomyślał. Była dokładnie siódma rano. Żeby się uspokoić, po wyciszeniu swojego pokoju i łazienki, puścił na głośnikach swoją ulubioną playliste. Nie chciał budzić Draco. Wiedział, że blondyn czasem lubi sobie dłużej pospać. Powlókł się więc do łazienki i po zamknięciu zaklęciem drzwi, urządził sobie długą kąpiel. Po ponad godzinie już w dużo lepszej formie opuścił wannę. Ubrał się w swój ulubiony komplet czyli czarne rurki i do tego dopasowana jasno niebieska koszula w kratkę, wciągnięta do spodni by bardziej podkreślała jego umięśniony tors. Rękawy standardowo podwinął, założył swoje białe adidasy, ogarnął trochę włosy, wyłączył muzykę i po zdjęciu zaklęcia wyciszającego opuścił pokój. Jego współlokator jeszcze nie wstał więc spokojnym krokiem udał się w stronę jego sypialni i po cichym zapukaniu wszedł do środka.
- Draco wstawaj.
- Mmmhhhyyy....
- Blondi wstawaj. Jest po dziewiątej. Wypadałoby iść na śniadanie.
- Pięć minut – mruknął Draco zagrzebując się jeszcze głębiej w pościeli, o ile to w ogóle możliwe.
- I tak za nim się naszykujesz to minie zdecydowanie więcej niż pięć minut.
Po nie otrzymaniu odpowiedzi Harry uznał, że trzeba użyć bardziej drastycznych środków i po prostu z rozbiegu wskoczył na łóżko Malfoya, który przygnieciony wydobył z siebie tylko cichy jęk.
- Kurwa, Potter! Żebra mi połamiesz swoją grubą dupą.
- Też się cieszę, że cię widzę w tak piękny sobotni poranek mój przyjacielu.
- Spieprzaj z mojego łóżka książę i daj mi spać.
- No Draco. Wstań i bądź moją księżniczką. – powiedział Potter już prawie dusząc się ze śmiechu – Nie daj się prosić.
- Żebym wstał musisz ze mnie zejść chory pojebie – stwierdził już całkowicie obudzony blondyn.
Harry grzecznie zszedł z łóżka i czekał aż jego przyjaciel podniesie swój arystokracki tyłek.
- No. Grzeczny Draco. Czekam na ciebie w salonie – powiedział Harry i z uśmiechem opuścił sypialnie chłopaka, który niezadowolony powlókł się do łazienki. Po 30 minutach Harry w końcu doczekał się swojego współlokatora, który już ubrany wyszedł ze swojego pokoju. – No to co księżniczko? Idziemy na śniadanie towarzyszyć naszym przecudownym przyjaciołom?
- Jesteś najgorszym księciem na świecie, Potter  - zaśmiał się Draco -  Idziemy.
- Ale najlepszym przyjacielem – wyszczerzył się czarnowłosy wychodząc z dormitorium.
W wyśmienitych humorach ruszyli w stronę wielkiej sali rzucając głupimi żartami i zaśmiewając się przy tym do łez. Na śniadaniu oczywiście pojawili się jako ostatni i jak zawsze zwrócili uwagę pozostałych uczniów. Mimo to znaleźli wzrokiem swoich przyjaciół, siedzących tym razem przy stole Gryffindoru i z szerokimi uśmiechami ruszyli w ich stronę.
- Cześć wam – przywitali się dosiadając się do nich.                                             
- Hej – odpowiedzieli pozostali
- A co wy na bliźniaków się robicie? – spytał z uśmiechem Alex
Chłopcy spojrzeli po sobie i uświadomili sobie, że faktycznie ubrali się bardzo podobnie, tylko koszula Harry’ego była delikatnie ciemniejsza od tej, którą miał na sobie Draco.
- Pewnie. Nawet już planujemy podobne fryzury tylko nie możemy dojść do kompromisu czy ja mam się przefarbować na blond czy Draco na czarno – zaśmiał się Harry
- Zapomnij Potty, że przefarbuje swoje idealne włosy – powiedział blondyn przejeżdżając po nich ręką.
- Dobra, dobra księżniczko. Wszyscy wiemy, że twoje włosy są idealne i nie do ruszenia.
- No ja myślę.
- Nie, nie myślisz.
- A udław się Potter.
W jeszcze lepszym nastroju zjedli swoje śniadanie i ruszyli na przechadzkę po błoniach. Oczywiście nie mogło się obejść bez wygłupów nad jeziorem.
- Potter, ty durniu. Zabije cię! Wiesz ile układałem te włosy?! – wydarł się Draco goniąc Pottera po brzegu, na co brunet parsknął następną dawką śmiechu. Reszta ich przyjaciół została z tyłu zaśmiewając się z nich do łez. Po paru minutach znudził im się już bieg więc wrócili do pozostałych i razem usiedli na trawie pod drzewem. Nim się zorientowali była już pora obiadowa więc musieli powoli wracać do zamku. Resztę dnia spędzili na grach i wygłupach, a na koniec wymkeli się z zamku by pójść na pizze i piwo. Harry świetnie się bawił tego dnia i naprawdę chciałby, aby tak wyglądało jego życie. Ale niestety. Najpierw musiał zbawić świat.    
                                                                                               

4 komentarze:

  1. Witaj...
    Trafiłam na Twojego bloga zupełnie przypadkiem, ale tak mi się spodobał, że przeczytałam wszystko właśnie dzisiaj. Jeśli w jakikolwiek sposób zmotywuje Cię to do dalszego pisania, to (szczerze) powiem, że z rozdziału na rozdział piszesz co raz lepiej. Fabuła naprawdę wciąga i mimo podobieństw do innych blogów (jest ich przecież ogromna ilość) to Twój blog się wyróżnia.
    Dodatkowo tak mi się wydaje, że 20 kwietnia był niecałe dwa miesiące temu ;> mogłabyś dać jakąś informację, czy działasz jeszcze na blogu, czy nie? Miło by było gdyby się okazało, że tak. A na fb brak info :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zafascynowany krwią. Tym jak biegnie po moim nadgarstku, spływa w dół. Lubię czuć na końcu języka jej dziwny smak, otacza moje zmysły. Dlaczego kocham krew? Bo zawsze towarzyszy jej ból, który ratuje przed Złem.
    Mówi, że chce uciec. Zazdroszczę mu, on ma możliwość, chociaż nie, nie ma. Obaj tkwimy tutaj sami, jedyni, związani, bez możliwości wydostania się z otchłani samotności i bólu. Jego jasne włosy są słońcem w świecie bez słońca.
    Ta historia jest o mnie. O tym jak toksyczny stałem się dla innych. I o moim lekarstwie, lepszym nawet od osławionego bólu.

    http://harrypotter-ff-drarry.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię takie blogi dlatego czekam na rozdział i mam nadzieje, że pojawi się nie długo, bo nie mogę się doczekać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ten sen... tylko czy to był jednak sen czy zesłane przez Voldemorta wizje? chociaż no właśnie... Draco i Harry tak dobrzy z nich bliźniacy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń