Harry gwałtownie usiadł na łóżku. Miał bardzo dziwny, a
zarazem realistyczny sen. Widział w nim dziewczynkę wchodzącą do domu, w którym
czekał na nią ojciec, o ile można go tak w ogóle nazwać. Nie był zmartwiony,
nie porwał córki w ramiona. Wręcz przeciwnie. Był wściekły, że córka wróciła,
że żyje. Obwiniał ją o coś. Był pijany. Zaczął ją szarpać i krzyczeć. Po chwili
zaczął ją także bić. Harry chciał pomóc, ale był tylko obserwatorem. Przez chwilę
myślał, że to może Voldemort znów zaczął podsyłać mu wizję tak jak rok temu,
ale przecież umiał już bronić swój umysł więc było to nie możliwe. Wygrzebał
się z pościeli i po szybkim prysznicu wyszedł
dormitorium. Była sobota więc ubrał się w swoje ulubione czarne spodnie
i biały t-shirt. Skierował swoje kroki do gabinetu dyrektora. Chciał z nim
porozmawiać o następnym zadaniu. Liczył, że pozwoli mu wyruszyć na nie jeszcze
dzisiaj. Podał hasło i po chwili był już w środku.
- Harry? Co ty tutaj robisz o tak wczesnej porze? – zapytał
zdziwiony Albus
- Chcę iść na następne zadanie.
- Ale jak? Teraz?
- Tak. Dobrze pan wie, że chcę to załatwić jak najszybciej.
Zostały dwa zadania. Im szybciej pozbędziemy się Voldemorta tym lepiej.
- No dobrze, ale nie wiemy nic szczególnego o tym zadaniu.
Tylko tyle, że przeniesiesz się do jakiegoś miasta. Nie wiadomo co będziesz
musiał zrobić i co na ciebie czeka.
- Bez obaw. Dam sobie rade.
- Zaczekaj chwilę. Muszę wezwać Severusa. Tworzył wczoraj
nowy świstoklik.
Po paru minutach do pomieszczenia wszedł Snape.
- O co chodzi Albusie? Do czego już jest ci potrzebny
świstoklik i eliksiry?
- Nie dyrektorowi jest potrzebny tylko mi. Wyruszam na
następne zadanie – wyjaśnił Harry
- Czyś ty kompletnie zdurniał Potter? Wczoraj wieczorem
dopiero wróciłeś. To jest kompletnie nieodpowiedzialne. Nie mamy pojęcia co
może cię spotkać tym razem. Jak możesz na to pozwalać Albusie? – zapytał
zdenerwowany Severus
- Spokojnie profesorze, bo pomyślę, że się pan o mnie martwi
– wtrącił się z uśmiechem Harry.
- Milcz Potter. Możesz mi to wyjaśnić Dumbledore?
- Profesorze Snape to był mój pomysł. Nie ma co się
wydzierać. Wczorajsze zadanie było proste więc nie widzę żadnych
przeciwwskazań.
- A czy to idioto, że możesz zginąć jest odpowiednim argumentem?
Co na to twoi przyjaciele?
- Jeszcze śpią. Zostawiłem kartkę, że jestem u dyrektora.
Niech pan mnie posłucha. To jest moje życie i chce żeby Voldemort opuścił je
jak najszybciej. I jeśli tylko zdołam jutro zrobię to samo. Bez obaw.
Przyjaciołom powiem po powrocie.
- Jesteś durniem Potter. Kiedyś zginiesz w tej pewności
siebie.
- Nie pozbędzie się mnie pan tak szybko. Do zobaczenia za
parę minut – powiedział Harry łapiąc podany mu świstoklik.
Kiedy otworzył oczy znajdował się już w nieznanym mu miasteczku.
Po chwili spostrzegł gdzie się znajduje. Był w Dolinie Godryka Gryffindora. Z
początku nie chciał w to uwierzyć, ale kiedy dotarł do swojego dawnego domu nie
miał wyjścia. Coś było jednak inaczej. Przed nim nie stały ruiny lecz piękny
dom ze zdjęć jego dzieciństwa. Zaciekawiony wszedł do środka. Wszystko było
takie jak kiedyś opisywał mu Syriusz. Wchodząc do kolejnych pomieszczeń Harry
podziwiał zdjęcia i wyobrażał sobie jak wyglądało życie jego rodziców zanim
Voldemort ich zabił. Zamykając oczy widział ich przytulonych na kanapie przed
telewizorem czy razem gotujących w wymarzonej kuchni. W końcu trafił do
sypialni, w której znalazł albumy i pudełka ze zdjęciami. Oglądając je stracił
poczucie czasu. Była już 20:00 a on jeszcze nie zaczął szukać składnika.
Odłożył fotografie obiecując sobie, że zabierze je ze sobą do Hogwartu. Po paru
minutach przechadzał się ulicami Doliny w nieznanym sobie celu. Wkrótce dotarł
do parku i kiedy już miał usiąść zauważył, że nie jest sam. Parę metrów dalej
na ławce siedział młody chłopak. Harry ostrożnie do niego podszedł. Nie chciał
go wystraszyć.
- Cześć – przywitał się siadają na ławce obok niego. Na
twarzy chłopaka były ślady pobicia.
- Kim jesteś? – zapytał chłopak patrząc na niego
podejrzliwie – Nigdy cię tu nie widziałem.
- Mam na imię Harry. Powiedzmy, że dopiero dzisiaj
przyjechałem. Jak ci na imię?
- Andres.
- No więc Andres, co ci się stało? – zapytał Harry
- Czemu miałbym ci się zwierzać? Nie znam cię - powiedział
chłopak odchodząc.
Potter patrzył jeszcze chwile na oddalającego się Andresa i
ruszył z powrotem do domu. Wiedział, że to zadanie nie pójdzie mu tak szybko
jak poprzednie. Jednak podświadomie czuł, że ma ono związek z nowo poznanym
chłopakiem.
Dni mijały. Harry codziennie wychodził z domu i szedł w
innym kierunku szukając rozwiązania zagadki po czym zawsze o tej samej porze
szedł do parku, w którym spotykał Andresa. Z dnia na dzień coraz lepiej
poznawał miasto i chłopaka, który przy każdym następnym spotkaniu więcej z nim
rozmawiał. Po prawie miesiącu codziennych spotkań Andres wyznał Harremu, że
autorem siniaków jest jego ojciec.
- Jak to? – zapytał zszokowany Potter
- Już przywykłem – odparł cicho
- Przywykłeś do bicia przez ojca? Do tego w ogóle można
przywyknąć?
- Jak widać.
- Nie wrócisz tam – stwierdził Harry.
- A gdzie według ciebie mam spać? Na ulicy? Pod mostem?
- Zamieszkasz u mnie. Dom jest duży. Zmieścimy się bez obaw.
- Nie mogę. Wystarczy, że marnujesz na mnie codziennie czas
zamiast szukać następnego składnika.
Tak. Harry opowiedział Andresowi o składniku i nie widział w
tym nic dziwnego. Ufał mu. Poza tym Andres był czarodziejem.
- Przestań pieprzyć. Nie puszczę cię tam.
- Przez ostatni miesiąc nie miałeś z tym problemów.
- Bo nic nie wiedziałem idioto. Idziemy. Pożyczę ci jakieś
ubrania, a ty w zamian będziesz mi pomagał w szukaniu, zgoda? – zapytał Harry
wstając – Nie widzę sprzeciwu. Zapraszam, idziemy.
Andres niechętnie podniósł się z ławki i ruszył za Potterem.
Nie chciał mu się narzucać. Po dotarciu do domu Harry dał Andresowi ubrania na
zmianę, czyste ręczniki i wysyłał go do łazienki.
- Ale ja ci pomogę. Pod prysznic mogę iść po kolacji –
protestował chłopak.
- Daj spokój. Dzisiaj będziesz moim gościem. Nie zagonie cię
pierwszego wieczora do gotowania. Możesz mi pomóc sprzątać po kolacji. A teraz
idź już. Polecam długą kąpiel w wannie. Nie ma nic lepszego.
- Niech ci będzie. Dzięki za wszystko.
Potter machnął ręką i zabrał się do przygotowywania posiłku.
Skoro już wysłał Andresa na dłuższą kąpiel to mógł zrobić coś innego niż
podgrzanie zapiekanek. Po chwili namysłu zdecydował się na tortlille. Robił ją
kiedyś u wujostwa i wyszła mu wyśmienita. Najpierw zabrał się za zrobienie
ciasta. Nie potrwało to długo. Po chwili placki się piekły, a Harry
przygotowywał kurczaka, który oczyszczony, pokrojony i obtoczony w przyprawach
wylądował na patelni. Pilnując kurczaka Potter jednocześnie przygotowywał sos
czosnkowy, a po skończeniu pokroił pomidora, ogórka i umył sałatę. Po
dziesięciu minutach zdjął kurczaka z ognia i wyłączył piekarnik. Gorące placki
posmarował cienko sosem i ułożył na nim resztę składników po czym zwinął
tortlille i jeszcze raz polał delikatnie sosem. Zrobił jeszcze ciepłą herbatę i
zaniósł wszystko do salonu. W tym czasie Andres wyszedł z łazienki .
- Sam to zrobiłeś? Gdzie uczyłeś się gotować? – zapytał
zaskoczony
- U wujostwa. Mówiłem ci, że byłem niewolnikiem. Siadaj i
jedz.
Kolacja minęła im w miłej atmosferze. Nie rozmawiali o
niczym konkretnym i dużo się wygłupiali. Potem szybko posprzątali po sobie i
wrócili na kanapę.
- Powiesz mi coś więcej o tej sytuacji z ojcem? – zapytał
Harry
- A co chcesz wiedzieć?
- Wszystko. Kiedy się to zaczęło?
- Po śmierci mamy. Ojciec zwariował, zaczął pić. Obwiniał
mnie o jej śmierć. Zaczęło się od wyzwisk i oskarżeń. Potem zaczął wyładowywać
na mnie swoją złość i problemy. Na koniec zaczął wyrzucać mnie z domu.
- Dlatego codziennie jesteś w parku – stwierdził Harry –
Teraz tym bardziej cię tam nie puszczę.
- Przecież musisz wracać do zamku. Masz tam przyjaciół,
którzy na ciebie czekają i na pewno się martwią.
- Wrócisz ze mną – powiedział z przekonaniem.
- Nie musisz się mną opiekować. Dam sobie radę.
- To samo mówił Alex i Kate kiedy im pomagałem.
- Jak to?
- Po ucieczce od wujostwa kupiłem własny dom. I pewnego
wieczoru spotkałem pobitego chłopaka. Właściwie to jeden koleś kopał go na
moich oczach. Pomogłem mu, zabrałem do siebie. Stary przyjaciel pomógł mi go
wyleczyć i uratował mu życie. Miałem przynajmniej z kim spędzać czas, bo Alex
jest dość gadatliwy. I pyskaty – dodał po chwili z uśmiechem – No i pewnej nocy
wracając z imprezy spotkaliśmy Kate. Śmierciożerca próbował ją zgwałcić. Myślę,
że nie najlepiej się czuł po tamtej nocy.
- Nie znam ich, ale z twoich opowieści wnioskuję, że są
wyjątkowi. Widać, że jesteście bardzo zżyci.
- To prawda. Alex był moim pierwszym, któremu zaufałem po
zdradzie fałszywej trójcy no i spędziłem z nim najwięcej czasu. Musiałem się z
nim trochę poużyrać sam na sam, ale nawet jeśli tego nie wie to bardzo mi
pomógł w tamtym czasie. A razem pomogliśmy dojść do siebie Kate. Ekipy z klubu
nie znaliśmy. No może poza Draco. I Ann poznaliśmy pięć minut wcześniej.
Dosłownie. Ale to inna historia.
- Opowiedz. I tak nie mamy nic lepszego do roboty – poprosił
Andres rozkładając się wygodnie na kanapie.
- Ann i resztę ekipy poznaliśmy gdy poszedłem z Alexem
pierwszy raz do klubu. Jakiś facet koło baru ją zaczepiał. Wstawiliśmy się za
nią. Gościa wyniosła ochrona, – powiedział ze śmiechem – a nas Ann zabrała na
piętro do reszty. Tak się wszyscy poznaliśmy.
- A Draco?
- Draco to mój niegdyś największy wróg. W pierwszej klasie
odtrąciłem jego przyjaźń bo nabijał się z Rona. W sumie to Ron pierwszy zaczął
się z niego śmiać więc po prostu byłem idiotą no ale do rzeczy. Od tamtej pory
byliśmy największymi szkolnymi rywalami. Ale w tamtym momencie już nic nie
mogło mnie zdziwić więc kiedy spotkaliśmy go w klubie po prostu zawiesiliśmy
broń. A później znaleźliśmy wspólny język i udało się nam zaprzyjaźnić. Mogę
śmiało powiedzieć, że ufam mu jak i reszcie bezgranicznie i skoczyłbym za nimi
w ogień.
- A jakbyś miał wybierać między całą ekipą? Jakbyś miał ich
życia na szali to kogo byś uratował?
- Wolałbym sam zginąć niż wybierać między nimi. Zależy mi na
nich równie mocno. Co prawda z Alexem i Draco łączy mnie mocniejsza więź niż z
resztą chłopaków, tak samo z Ann i Kate, ale i tak to niczego nie zmienia.
Kocham ich równie mocno co resztę. Po prostu znam ich najdłużej i najwięcej
wiemy o sobie nawzajem, najwięcej czasu z nimi spędzam przez to, że chodzimy
razem do Hogwartu. Tym bardziej, że zarówno z Alexem jak i z Draco mieszkałem
sam na sam. Z Alexem w domu, a z Draco w zamku. Z Kate też mieszkałem, a Ann to
po prostu Ann. Nie da się jej nie lubić. Jest szczera do bólu, ale dba o
bliskich.
- Jak o nich opowiadasz to wydają się idealni – powiedział
Andres.
- Bo dla mnie są idealni. Inni mogą tego nie zrozumieć i nie
wierzyć, ale tak jest. Kate i Ann to moje najukochańsze pod słońcem
siostrzyczki i Avada tym, którzy spróbują je skrzywdzić. Alex to mój brat,
którego nigdy nie miałem. Jest idealny. A Draco to moja blond księżniczka.
- Księżniczka? – zaśmiał się
- Zrozumieją to tylko ci co z nim mieszkali – odpowiedział
Harry kręcąc głową – Ale dość tych opowieści. Trzeba iść spać. Wystarczająco
dużo nocek zarywam w Hogwarcie. Jutro pójdziemy po twoje rzeczy.
- Co? Nie. Błagam nie idźmy tam. Nie chcę się z nim spotkać
– zerwał się spanikowany Andres. Po wcześniejszej miłej rozmowie nie było
śladu.
- Sory bracie, ale musimy tam iść. Albo twój.... ojciec –
powiedział z niesmakiem – zrozumie swoje błędy i się opamięta, albo wracasz ze
mną. Nie ma innego wyjścia.
Po paru minutach byli w swoich sypialniach każdy rozmyślając
o czym innym. Harry nigdy nie rozstawał się na tyle z przyjaciółmi i bardzo za
nimi tęsknił. Następnego ranka po szybkim śniadaniu chłopcy wybrali się po
rzeczy Andresa. Nie był on zachwycony tym faktem, ale Harry postawił na swoim.
Nie mógł pozwolić żeby ojciec bił go przez swoje cierpienie i zły humor. Po
piętnastu minutach wolnego marszu dotarli na miejsce. Blondyn początkowo nie
miał ochoty na wejście do domu i ociągał się jak mógł.
- Andres co jest? – zapytał Harry podchodząc do niego
- Dajmy sobie z tym spokój. Naprawdę nie chcę tam iść. Znów
oberwę, a ty mnie na pewno nie obronisz. Jeszcze tobie coś zrobi. Harry, proszę
zostawmy to... – błagał Andres.
- Stary, nie ma takiej opcji. Jak chcesz to pójdę tam sam.
Zostań tutaj, a ja to załatwię. Gdzie jest twój pokój?
- Po schodach, drugie drzwi na prawo, ale Harry nie idź tam.
On ci zrobi krzywdę – chłopak był naprawdę przerażony. Harry pierwszy raz
widział go w takim stanie.
- Nic mi nie będzie. Mam różdżkę. Zaraz wracam, poczekaj tu
na mnie.
Potter ruszył pewnym krokiem w stronę domu. Zapukał do
drzwi, ale kiedy nikt mu nie otwierał dłuższą chwilę, sam wszedł do środka.
Rozejrzał się szybko, ale nigdzie nie widział ojca chłopaka więc poszedł według
instrukcji Andresa. W szafie znalazł dwie duże podróżne torby. Do jednej
spakował ubrania chłopaka, a do drugiej wszystkie pozostałe rzeczy osobiste z
półek i biurka. Zajrzał jeszcze szybko pod łóżko upewniając się, że nic nie
zostało. Znalazł pod nim pudełko z różdżką. Rzucił je na wierzch torby i zszedł
ze wszystkim na dół. Usłyszał krzyki dobiegające z zewnątrz. Jak się okazało
winnym krzyków był ojciec Andresa. Mężczyzna bezlitośnie szarpał syna plując mu
w twarz obelgami.
- Ty pieprzony szczeniaku! Co ty sobie wyobrażasz? Jak
śmiesz nie wracać do domu? Tak cię wychowałem? Twoja matka przewraca się przez
ciebie w grobie!
- Hej! Zostaw go! – Harry podbiegł do nich. Rzucił torby na
ziemie i odepchnął go od Andresa.
- A kim ty jesteś gówniarzu? Odejdź kiedy rozmawiam z synem!
Jakim prawem się wtrącasz?
- Synem? Ty śmiesz nazywać się jego ojcem? Co za ojciec tak
krzywdzi swoje dziecko?
- Masz racje. On nie jest moim synem. Przez niego zginęła
najważniejsza osoba w moim życiu.
- A nie pomyślał pan, że Andresowi też jest ciężko, że też
cierpi? To była jego matka do cholery, a ty jeszcze oskarżasz go o jej śmierć!
- To wszystko przez niego... – szepnął mężczyzna –
Rozumiesz? To wszystko przez niego!
- To był wypadek! – wykrzyknął Andres – To był cholerny
wypadek! Mama zginęła w wypadku!
- Elizabeth zginęła w wypadku przez twój kaprys.
Księciuniowi znudziła się jedna szkoła psychopatów więc przepisał się do drugiej.
Dla ciebie przeprowadziliśmy się tu z Hiszpanii i co z tego dobrego wyszło? Że
moja żona zginęła odwożąc cię na pieprzony pociąg! Ale ty przecież byłeś
szczęśliwy, nieprawdaż? Dostałeś to co chciałeś.
- Co ty pieprzysz? Co według ciebie dostałem? – zapytał
Andres zbliżając się do ojca – No powiedz!
- Nie podnoś na mnie głosu gówniarzu! – wykrzyknął mężczyzna
podnosząc rękę.
- No dalej, uderz mnie! Na co czekasz? Przecież tylko to
potrafisz od śmierci mamy! Oświeć mnie, co zyskałem po jej śmierci? Bo w moim
odczuciu straciłem wszystko! Straciłem całe życie! Straciłem matkę! A wbrew
wszystkiemu też ojca.
- Czemu wcześniej nie byłeś taki odważny? Tylko przy
kolegach potrafisz się stawiać? Zobaczymy co powiesz później!
- Nic nie powiem, bo tu nie wrócę. Nigdy więcej mnie nie
zobaczysz. Tak jak sobie tego życzyłeś! Nawet nie wiesz jak cierpiałem po jej
śmierci. Zapijałeś smutek alkoholem, a mnie zostawiłeś samego. Potrzebowałem
cię wtedy! A ty potrafiłeś jedynie pić i uderzać. Tamtego dnia straciłem oboje
rodziców. Nie jesteś moim ojcem – po twarzy chłopaka spływały łzy, a w oczach
dało się zobaczyć wielki smutek.
- To ty powinieneś wtedy zginąć. Nie ona – powiedział ojciec
blondyna
- Może i tak – potwierdził Andres – Ale żyję. Wbrew tobie.
- Chodź stąd Andres. Szkoda naszego czasu – Harry wziął
ponownie torby chłopaka i pociągnął go za ramie.
- Masz rację. Szkoda czasu – odparł i po raz ostatni zwrócił
się do ojca – Więcej mnie nie zobaczysz. Możesz uznać, że zginąłem w tamtym
wypadku.
Andres zabrał od Harrego jedną torbę i odszedł nie oglądając
się.
- Miałeś szansę to naprawić. Wybaczyłby ci – powiedział na
odchodnym Potter po czym podążył za przyjacielem.
Szybko go dogonił i w milczeniu wrócili do domu. Od czasu do
czasu po twarzy chłopaka spływały pojedyncze łzy, które szybko ocierał dłonią.
Po powrocie zanieśli torby do pokoju Andresa.
- Wydaje się, że zabawię tu dłużej niż zamierzałem – szepnął
cicho blondyn.
Harry nic nie dopowiadając podszedł do niego i po prostu go
objął. Czasem każdy tego potrzebuje, a on zaczynał traktować Andresa jak
swojego kolejnego przyszywanego brata.
- Chodź. Zejdziemy na dół. Pomożesz mi później szukać tego
składnika. Im szybciej wrócimy do Hogwartu tym lepiej – stwierdził Potter.
- Byłem do niego zapisany.
- Co?
- Przepisałem się do Hogwartu z mojej dawnej szkoły.
- Nie mówmy teraz o tym. Chodź na dół.
Harry zaprowadził przyjaciela do salonu i poszedł do kuchni.
- Harry, możesz tu przyjść? Tego tu chyba wcześniej nie
było? – zapytał ponownie kiedy Potter wszedł z herbatą.
W dłoniach trzymał doniczkę, która wcześniej stała na
parapecie z zupełnie innym kwiatem.
- Wygląda na to, że wrócimy do Hogwartu szybciej niż nam się
wydawało.
Nie dostałam tej wiadomości jak sprawdziłam. Wcześniej nie było mnie w domu bo byłam u koleżanki na noc. Możęsz mnie powiadamiać na faceboook? Nazywam się Agnieszka Wawrzko. Rozdział fajny. Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, mam jednak wrażenie że czas jednak upływa wolniej w Hogwarcie... i tak miałam przeczucie że znalezienie składnika może wiązać się z Andresa z udzieleniem mu pomocy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia