czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział 15


Następne dni mijały Hogwarczykom bardzo szybko. Zgodnie z zapowiedzią, parę dni po rozmowie z Dumbledorem, Harry jedząc obiad z przyjaciółmi dostał od niego list, z prośbą o spotkanie.
- Co to? – spytał Alex patrząc na przyjaciela
- Dumbledore chce się spotkać. Chodzi o pierwsze zadanie. Chyba dzisiaj będę musiał na nie iść.
- Co? Ale jak to? Już? Przecież nie jesteś jeszcze gotowy! – powiedziała przerażona Ann
- Ciszej wariatko! – mruknął Harry – Dam radę. Jak Voldemort mnie nie zabił, to szukanie jakiegoś chwastu tym bardziej tego nie zrobi.
- Ale...
- Cicho kobieto! I tak cała sala na nas patrzy.
Dziewczyna dopiero kiedy się rozejrzała zobaczyła pełno ciekawskich spojrzeń. I mimo, że w jej oczach można było dostrzec wielki strach i troskę o przyjaciela, to do końca posiłku nie odezwała się słowem na ten temat. Harry po skończonym obiedzie pożegnał się z przyjaciółmi i ruszył do gabinetu dyrektora. Spotkał się z nim pod samym gabinetem.
- O Harry! Liczyłem na to, że to dla mnie tak szybko opuściłeś swoich przyjaciół. Proszę wejdź.
- Dzień dobry profesorze. O co chodzi? – spytał siadając na fotelu
- Jesteś gotowy , aby wyruszyć na pierwsze zadanie? – zapytał już poważny starzec
- Bardziej gotowy już być nie mogę. Im szybciej to zrobię tym lepiej.
- Posłuchaj mnie uważnie Harry. – powiedział pochylając się nad biurkiem – To zadanie jest bardo niebezpieczne. Nie lekceważ go. Szaklau jest bardzo niebezpieczny. Tak jak mówiłem ci wcześniej, jest ślepy, ale ma bardzo dobry słuch.. 
- Nie lekceważę go dyrektorze. Szukałem o nim informacji i uczyłem się nowych, specjalnych zaklęć. Myślę, że sobie poradzę.
- Wierzę w ciebie chłopcze - Albus wstał i podszedł do gabloty, z której wyciągnął miecz Gryffindora – To ci pomoże. Miecz jest bardzo silną bronią, którą ty umocniłeś jeszcze jadem bazyliszka.
- Ale jak mam się przenieść na miejsce zadania? – zapytał Harry biorąc od starca miecz
- Za pomocą świstoklika, Potter.
- Profesor Snape?
- Severus był tak miły, że stworzył dla ciebie specjalny świstoklik. To bardzo stara magia.
- To była dla mnie czysta przyjemność – powiedział Snape ze sztucznym uśmiechem – Przygotowałem dla ciebie kilka eliksirów, które powinny pomóc ci przeżyć. Głównie są to eliksiry lecznicze, bo wierzę w twoje wyjątkowe zdolności do robienia sobie krzywdy. W skrajnej sytuacji masz też eliksir parzący dla Szaklau.
- Dziękuję profesorze, za takie poświęcenie czasu dla mojej osoby. Jestem panu dozgonnie wdzięczny.
- Trzymaj tak dalej, to może nie będę miał tak częstej ochoty na zabicie cię.
- Wystarczy panowie. Harry, uważaj na siebie. 
- Jak zawsze.
Kiedy miał chwycić za świstoklik usłyszał jeszcze głos Snapa.
- Postaraj się nie zabić.
Harry chwytając za świstoklik, pierwszy raz w życiu na te słowa uśmiechnął się szczerze do Severusa. Poczuł charakterystyczne ciągnięcie w okolicy pępka, a kiedy otworzył oczy znajdował się już w labiryncie. Rozejrzał się i cicho ruszył przed siebie, w pogotowiu trzymając różdżkę. Po kilkunastu minutach marszu usłyszał ciężkie, zbliżające się  kroki. Ukrył się szybko i będąc najciszej jak tylko mógł wyjrzał zza ściany. Zobaczył ogromnego brązowego potwora z czarnymi oczami. Schował się z powrotem za ścianą, i wyczarował na niej drabinę, po której wspiął się najwyżej jak tylko mógł, by nie być tak łatwym celem. Najwidoczniej Szaklau go usłyszał , bo ruszył w jego stronę. Harry obmyślił szybko plan i wyciągnął z woreczka od Snapa eliksir parzący. Zaczekał chwilę aż potwór znajdzie się pod nim, odkorkował butelkę i wylał całą jej zawartość na ciało potwora, który z bólu zaczął głośno piszczeć. Kiedy potwór oddalił się parę metrów, Harry opuścił się trochę na drabinie i użył zaklęcia, które ćwiczył cały tydzień. Było to zaklęcie ogłuszające.
- Audiverunt – szepnął celując różdżką w potwora, po czym zeskoczył z drabiny. Tak jak przewidział zdezorientowany Szaklau stanął przez chwilę nieruchomo nie wiedząc co się dzieje. Harry wykorzystując okazję, wyciągnął miecz i wślizgując się pod potwora przeszył go ostrzem. Z ciała Szaklau trysnęła krew, a sam potwór zaczął się niebezpiecznie chwiać. Czarny by nie zostać przygnieciony, uciekł szybko spod zwierza, który chwilę później przewrócił się dokładnie na miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał Harry. Chłopak usiadł na chwilę pod ścianą labiryntu patrząc na konającego potwora i zastanawiając się co ma dalej zrobić i jak ma znaleźć biały kwiat. Parę minut później jego problem sam się rozwiązał, gdyż w chwili gdy serce Szaklau przestało bić, jego ciało i ślady krwi zniknęły, a na ich miejscu wyrósł piękny, biały kwiat. Harry zerwał się z ziemi i podbiegł do celu swojej wyprawy. Z namaszczeniem zerwał kwiat, który błyszcząc jak diament przeniósł go z powrotem do gabinetu dyrektora.
- Harry, chłopcze! Nic ci nie jest? – spytał Albus zrywając się z fotela – Czy to jest...?
- Nic mi nie jest dyrektorze. Tak, to ten kwiat.
- Hostia, Potter. Tak się nazywa.
- Piękny – stwierdził Dumbledore
- Nie da się ukryć. A jak Szaklau, Potter?
- Martwy. Pan profesor wybaczy, ale nie miałem czasu robić pamiątkowego zdjęcia.
- Nie bądź bezczelny.
- Harry, masz jakieś rany? – zapytał ponownie dyrektor
- Nic mi nie jest...
- Potter to nie zabawa. Rany zadane przez Szaklau są śmiertelne. Jeśli w porę ofiara nie dostanie antidotum, które oczywiście wierząc w ciebie uwarzyłem, umrze.
- Nie dało się wcześniej powiedzieć? Zanim wyruszyłem?
- To znaczy, że jednak masz jakąś ranę? – zapytał podchwytliwie Severus
- Na szczęście nie. Ale... nie mogliście mi powiedzieć?
- Małe pominięcie faktu.
- Bo pomyśle, że się pan o mnie martwi profesorze, a nie chciałbym stracić reputacji najbardziej nie lubianego ucznia pana profesora. – powiedział Harry ze szczerym uśmiechem.
- Najbardziej nie lubianego? No Potter, nie bądź taki skromny – odparł Snape z tajemniczym błyskiem w oku – Wybacz Albusie, ale jeśli nie masz nic przeciwko, udam się do swoich komnat. Myślę, że Potter też powinien się położyć.
- Oczywiście Severusie.
- Mięknie pan, profesorze – powiedział cicho Harry.
- Co powiedziałeś, Potter?
- Miłej nocy profesorze Snape.
- Nawzajem Potter – odparł, a przechodząc koło niego dodał – A udław się pyskaty dzieciaku. Mam nadzieje, ze będziesz miał same koszmary.
- Dziękuje profesorze – odparł Harry, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
Parę sekund później drzwi zamknęły się z hukiem.
- Oj dzieci, dzieci... – mruknął Albus – Harry, ty też idź odpocząć. Długo cię nie było.
- Tak? Ile tam spędziłem?
- Za pół godziny jest kolacja Harry.
- Och, to dobrze, bo jestem bardzo głodny. Pójdę już
- Naturalnie. Dobranoc Harry
- Dobranoc dyrektorze.
Harry po wyjściu z gabinetu udał się do swojego pokoju, chcąc się odświeżyć. Kiedy dotarł na miejsce, tak jak się spodziewał, w salonie siedzieli jego przyjaciele.
- Harry!
- Nic mi nie jest! Jestem cały, zdrowy, nie zadraśnięty, brudny i idę się wykąpać! –powiedział szybko i uciekł do łazienki, z której przeszedł do swojego pokoju by zabrać ubrania na zmianę. Dla pewności zamknął drzwi do swojego pokoju i wszystkie drzwi do łazienki. Po wejściu do ciepłej wody poczuł wielką ulgę i dopiero teraz uświadomił sobie, że mógł tego nie przeżyć. Porzucając te myśli szybko się umył i już w czystych ubraniach, wyszedł do salonu.
- Możemy iść na kolację? Jestem głodny – spytał
- Opowiedz nam, co się tam działo – powiedziała Ann
- Mówiąc w skrócie, to wylądowałem w labiryncie, znalazłem potworka, zabiłem go, a na jego miejscu pokazał się biały kwiat, który miałem zdobyć.
- I już? Tylko tyle? – spytał Alex
- Też byłem zdziwiony, że było tak prosto, ale to może dlatego, że to było dopiero pierwsze zadanie. Zostały jeszcze cztery – odparł, poczym wszyscy mogli usłyszeć jak burczy mu w brzuchu.
- Dobra, chodźmy na tą kolację – zaśmiał się Draco
- Nareszcie! Dzięki ci przyjacielu! – krzyknął Potter rzucając mu się na szyje.
- Dobra, dobra. Ty się tak nie spoufalaj.
W świetnych humorach ruszyli do Wielkiej Sali. Śmiejąc się i żartując zjedli posiłek, a potem by dać Harry’emu odpocząć, każdy poszedł do siebie.
- Dobra, to teraz mów z większymi szczegółami – powiedział Draco, kiedy siedzieli sami w salonie
- Przeniosło mnie do labiryntu jak już mówiłem. Trochę sobie pochodziłem, zanim go usłyszałem. Schowałem się za ścianą. Jak wyjrzałem już tam był. Ogromny z czarnymi oczami. Wyczarowałem drabinę przymocowaną do ściany. Wspiąłem się na nią i nie miałem pojęcia co robić dalej. Kiedy był pode mną wyjąłem eliksir parzący, który dostałem wcześniej od Snapa. Oblałem go nim. Zaczął strasznie piszczeć. Ogłuszyłem go zaklęciem i przebiłem mieczem Gryffindora. W ostatniej chwili spod niego uciekłem. Chwilę później na jego miejscu pojawił się kwiat. Zerwałem go i przeniosło mnie do gabinetu dyrektora, w którym dowiedziałem się od Snapa, że rana zadana przez Szaklau jest śmiertelna. I to tyle.
- Ty masz głupku szczęście.
- Wiem. Cholerne szczęście.
- Idź spać farciarzu. – powiedział Draco podnosząc się z miejsca
- Tak tato. Dobranoc
- Dobranoc.
Harry wchodząc do sypialni, rzucił się na łóżko zasypiając w locie. I wbrew życzeń Severusa, nie miał koszmarów.               
         
                

       

2 komentarze:

  1. Witam!
    Jestem tu nowa i szczerze mówiąc jestem pod wrażeniem a to jest sukces bo ja prawie nigdy nie jestem pod wrażeniem. Mam nadzieję że wizytę u dentysty przeżyłaś i jesteś happy. Ja mam takiego pecha w życiu że muszę chodzić do ortodąty. A teraz jestem przeziębiona no ale koniec z użalania się nad sobą. Rozdział jest super zresztą jak każdy, który napisałaś Ty. :) Czekam na kolejny rozdział. Ta misja Harry'go była trochę za łatwa na ale cóż przeżyję. Snape miły haha.
    Pozdrawiam
    Agusia 20003

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, ale można powiedzieć że Snape się jednak martwi, bo to dogryzanie no było bardziej takie przyjacielskie łatwo i szybko poszło z tym zadaniem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń