W końcu nastał poniedziałek. Niezadowoleni Hogwarczycy
zaczęli wracać na lekcje. Dotyczyło to również paczki Księcia Slytherinu. Draco
wraz z przyjaciółmi obudził się niezbyt szczęśliwy przez bardzo krótki i
niewygodny sen. Wczoraj długo się wygłupiali i zasnęli w salonie na kanapach.
Wyglądało to mniej więcej tak, że Harry spał na Draco, a Alex na Harrym i było
by im nawet wygodnie gdyby nie to, że na nich spała cała reszta w co najmniej dziwnych
pozycjach. Tak więc Draco, który obudził się jako pierwszy i najbardziej
przygnieciony zaczął się wiercić i drzeć, że mają z niego zleźć.
- Boże, księżniczko czego tak się drzesz. Aż bębenki puchną.
– wymruczał jeszcze nie do końca obudzony Harry przeciągając się jak kot.
- Spieprzaj dziadu. Kurwa, znowu mi żebra chcesz połamać –
powiedział blondyn. Jakby nie było, spało na nim pięć osób.
- Nie nasza wina, że zawsze lubisz być na dole – zaśmiał się
Harry uciekając przed lecącym w jego stronę butem – Kochanie jak mi podbijesz
oko to będziemy się brzydko prezentować.
- Won z moich oczu. To koniec tego związku – prychnął Draco
odwracając głowę w drugą stronę żeby kryć uśmiech. Reszcie paczki się to
niestety nie udało i płakali ze śmiechu patrząc na potyczki niegdyś
największych wrogów.
- Ale nie zaprzeczyłeś – wykrzyknął Potter chowając się za
przyjaciółmi
- Potter,
ty szujo!
- O nie przesadzaj. Buzi na zgodę i idziemy na śniadanko.
- Spadaj, nigdzie z tobą nie idę. I z wami zdrajcy też.
- Ale Dracusiu... – zajęczały dziewczyny patrząc się na
niego oczami pełnymi łez śmiechu.
- Dracusiuniuniu... – zaśmiał się Harry wieszając się
Malfoyowi na szyi na co reszta poszła w jego ślady.
- Pewnie, połamcie mi jeszcze kark. Może od razu rzućcie
Avade.
- Widzę, że to poważny foch. Idźcie się szykować ja też idę
do łazienki, a księżniczka niech się focha – powiedział mrugając do nich.
Przyjaciele widząc, że ten coś kombinuje, przytaknęli mu i zaczęli wychodzić z
dormitorium.
- Tak wam na mnie zależy? Zapamiętam to sobie – mówił
zakładając nogę na nogę, a w jego oczach zaczęły pojawiać się autentyczne łzy.
Harry widząc to, ponownie uwiesił się na szyi przyjaciela,
przytulając go.
- Dracuś, my cię wszyscy bardzo kochamy, ale czasami na
twoje fochy nie ma rady i trzeba odpuścić, bo momentami jesteś bardziej
kapryśny od kobiety w ciąży. A teraz szykuj się, bo będą na nas czekali i znowu
będziemy w centrum uwagi wchodząc ostatni. W końcu pomyślą, że jesteśmy razem –
zaśmiał się na koniec Harry czochrając włosy Draco.
- A co, przeszkadzałoby ci to? Wstydzisz się mnie? – zapytał
podejrzliwie blondyn
- Boże, a nie mówiłem? Jak chcesz to cię mogę na rękach
zanieść na śniadanie, ale przestań się już fochać i rusz się!
- Sam dojdę. Mam nogi. – powiedział podnosząc się z kanapy.
- Amen. Pieprzony książę slytherinu – mruknął Harry pod
nosem idąc do sypialni zmienić ubranie.
- Słyszałem!
- Ale co? – zapytał niewinnie Harry
- Gówno, Potter. Zaraz ci dupe skopię.
- Dobra, dobra. Ale najpierw się naszykuj.
Po dziesięciu minutach, już ramie w ramie dążyli do wielkiej
sali.
- Ej stary, nie sądzisz, że o czymś zapomnieliśmy – spytał
Harry
- Niby o czym mielibyśmy zapomnieć?
- Jak to o czym? O rudzielcu zapomnieliśmy. Mieliśmy mu
wymyślić coś specjalnego.
- Cholera, faktycznie. Tyle ostatnio kombinujemy między
sobą, że zapomnieliśmy o tym paszczurze. Ale co proponujesz? – Draco ściszył
głos gdyż dochodzili już do Wielkiej Sali i coraz więcej osób zaczynało im się
przysłuchiwać.
- A co mamy pierwsze?
- OPCM
- Idealnie – powiedział zadowolony Czarny – A przypomnij mi
bracie z kim mamy tą cudowną lekcje?
- Ze Snapem – odpowiedział z chytrym uśmiechem Draco
- Właśnie! A z tego co wiem, dzisiaj mamy ćwiczyć
niewerbalną...
- Którą my już doskonale umiemy - dokończył Draco
- I możemy to doskonale wykorzystać – dodał z uśmiechem
Harry podchodząc do przyjaciół
- Co to, koniec fochów? – spytał Alex
- Czep się młody. My tu o poważnych sprawach rozmawiamy.
- A wprowadzicie nas w te poważne sprawy?
- Oczywiście – rzekł Draco
- Że nie. To ma być niespodzianka – powiedział Harry z
uśmiechem, zamykając temat. Przyjaciele po skończonym posiłku, poszli do pokoi
po swoje rzeczy i ruszyli na lekcje. Snape wszedł do sali jak zwykle powiewając
swoją czarną peleryną niczym Zorro. Wprowadził ich szybko w temat lekcji i
powiedział co mają robić.
- Uprawianie czarów niewerbalnych jest bardzo trudne i
wymaga sporo praktyki, ponieważ wymaga koncentracji i dyscypliny umysłowej.
Magia niewerbalna polega na użyciu
jedynie różdżki i jest o wiele bardziej zaawansowana, dlatego używa jej
niewielka liczba magów. Z pewnością to nie będziecie wy –
powiedział patrząc złośliwie na Rona, który się zaczerwienił – Na wasze
nieszczęście musicie ćwiczyć to wszyscy i chociaż raz zamknąć jadaczki. Tak
więc proszę dobrać się w pary.
Po tych słowach w sali zapanował ruch, gdyż wszyscy
próbowali przedostać się do swoich przyjaciół by być z nimi w parze. Harry z
Draco stanęli obok siebie porozumiewawczo kiwając głową.
- A teraz zamknąć się i słuchać mnie uważnie. Używacie tylko
zaklęć niewerbalnych. Za każde użycie zaklęcia werbalnego odejmuje punkty.
Lepiej się przyłóżcie, bo po kilku godzinach ćwiczeń będziecie mieli z tego
egzamin praktyczny. Zaczynamy.
Każdy uczeń próbował do skutku jednak nikomu nie wchodziło,
za to Harry świetnie się bawił udając, że nic nie umie. Rozejrzał się po sali
szukając Rona wzrokiem. Kiedy już go dopatrzył wskazał go Draco głową. Obaj
chłopcy nie zauważyli, że Severus uważnie im się przyglądał widząc, że coś
kombinują. Kiedy Harry dał Draco znak, ten udał, że schyla się przed lecącym w
jego stronę zaklęciem, które nieszczęśliwie trafiło w Rona, zamieniając jego
ubrania na strój wiewiórki. Wszyscy zebrani w sali uczniowie wybuchli głośnym
śmiechem robiąc Weasleyowi pamiątkowe zdjęcia. Snape uśmiechnął się pod nosem
na ten widok. Nie lubił młodego Weasleya. Jednak spokój nie trwał długo, gdyż
wściekły Ron rzucił się na wyjącego ze śmiechy Pottera.
- Potter,
ty gnido!
- Zważaj na to co mówisz wiewióro – wysyczał Harry unikając
wymierzonego ciosu przez co Ron poleciał na ścianę – Uciekłeś z lasu i się
zgubiłeś? Może ci pokazać powrotną drogę?
Wściekły rudzielec wyciągnął swoją różdżkę i zaczął miotać w
Harrego zaklęciami. Czarny bronił się niewerbalną, ale w końcu zaczęło go to
nudzić. Uznał, że mógłby na Ronie wypróbować zaklęcie, którego ostatnio się
uczył. Była to czasowa tarcza, która w zależności od siły czarodzieja i mocy
rzucanych na nią zaklęć wytrzymywała dany czas. Potter po rzuceniu zaklęcia
odwrócił się do pokładającego się ze śmiechu Draco.
- No co? Znudziłem się już. Ile można stać w miejscu bez
wypowiedzenia ani jednego słowa? To męczące – powiedział wzruszając ramionami.
Po chwili podeszła do nich reszta przyjaciół.
- Stary ile ta tarcza wytrzyma? – spytał cicho Alex
- Nie wiem, ale patrząc na jego siłę i inteligencję to
spokojnie możemy iść zjeść obiad i zapewniam was, że po naszym powrocie wiewiór
dalej będzie tu stał.
- To miała być ta niespodzianka? – spytała Ann
- A co, nie wyszła nam? – spytał Draco
- Ja nie mam zastrzeżeń – zaśmiała się Kate unosząc ręce w
obronnym geście – Ten strój pasuje do rudzielca.
- Dość! – wykrzyknął Severus, który chcąc nie chcąc musiał
ukryć uśmiech i przerwać to widowisko. Najwidoczniej jednak pewna osoba go nie
słuchała dalej rzucając na oślep zaklęcia – Weasley!!! Dość mówię! Nie dość, że
jesteś głupi to jeszcze ogłuchłeś?
- Nie profesorze, ale...
- Żadnego ale. Musisz chyba iść do Pani Pomfrey, bo mojego
polecenia również nie słyszałeś. Czy ja się nie wyraziłem jasno, że od dzisiaj do odwołania na tej
lekcji używamy tylko zaklęć niewerbalnych?
- Ale profesorze... – wtrąciła się Hermiona.
- Milcz Granger, bo nie z tobą rozmawiam. Odejmuje
Gryffindorowi 30 punktów za nie słuchanie moich poleceń.
- Profesorze Snape to nie w porządku. To on mnie pierwszy zaatakował!
- Milcz ty... wiewiórko. Minus 30 punktów za napaść na
ucznia i minus 10 za pyskowanie i kwestionowanie mojego zdania. Jeszcze jakieś
ale?
- To nie fair.
- I jeszcze zapomniałbym o szlabanie przez najbliższy
tydzień za zniszczenie lekcji i zakłócenie spokoju innych uczniów. Do twarzy ci
w tym stroju Weasley. Musisz tak częściej chodzić – powiedział ironicznie, po
czym zwrócił się do Harrego – Brawo Potter. Może jednak będą z ciebie ludzie.
50 punktów dla Gryffindoru za zastosowanie zaawansowanej magii i w
przeciwieństwie do Weasleya słuchanie poleceń.
- Dziękuje profesorze. W końcu mnie pan docenił
- Nie przesadzaj, bo i ty zarobisz szlaban.
- Spokojnie profesorze. Panuje nad sobą – powiedział Harry z
uśmiechem.
- No ja myślę. Koniec lekcji – powiedział równo z dzwonkiem
Snape – Potter?
- Tak?
- Nie myśl sobie, że zawsze ci się upiecze. Masz szczęście,
że nie lubię tego idioty, i że używałeś niewerbalnej.
- Oczywiście profesorze Snape – odparł z uśmiechem poczym
razem z przyjaciółmi wyszedł z klasy.
- Co teraz mamy? – spytała Kate
- Wolne –
odpowiedzieli jednocześnie Harry i Alex.
- Zazdroszczę. Ja mam
numerologie – powiedział Draco
- My też – powiedziały dziewczyny
- To pójdziemy razem. Drogie panie, zapraszam na tą jakże
ciekawą lekcje. Można się zdrzemnąć.
- Bardzo chętnie pójdę spać. Draco, mój drogi zostaniesz
moją poduszką? – spytała żartobliwie Kate.
- Już rano byłem łóżkiem Pottera, ale zobaczymy. Chodźcie,
bo się zaraz spóźnimy.
Draco wraz z dziewczynami pomachali im na pożegnanie, ruszając
do klasy. Harry z Alexem odmachali im z uśmiechem. Już nie pamiętali kiedy
ostatnio zostali w dwójkę. Cały czas spędzali z przyjaciółmi.
- To co? Jak za starych czasów? – spytał Harry
- Jasne. Już nie pamiętam jak to było przed ekipą.
Przyzwyczaiłem się do tych świrów.
- Ja też, choć nigdy bym nie powiedział, że będę się mścił
na Ronie, mieszkał w dormitorium z Malfoyem i jeszcze nazywał go bratem. To co
robimy?
- Idziemy na błonia. Dawno tam nie byłem.
Chłopcy szli już w stronę wyjścia z zamku kiedy usłyszeli
krzyki McGonagall. Z ciekawości ruszyli w jej stronę. Okazało się, że powodem
jej wściekłości był nie kto inny jak Ron Wiewiórka.
- Weasley! Twoje zachowanie jest nie dopuszczalne! Prefekt
ma być wzorem dla uczniów. A ty co? Przez ciebie Gryffindor stracił dzisiaj 70
punktów! Masz szczęście, że Potter odrobił 50, bo uczniowie by cię zlinczowali.
- No jasne. Potter wzór do naśladowania! Dobrze pani wie, że
to on zaczął. To nie była moja wina. Sprowokował mnie!
- Milcz! Z tego co mi wiadomo i co powiedział sam profesor
Snape Harry stosował się do jego poleceń i ćwiczył magie niewerbalną tak jak
reszta klasy. Udało mu się, Draco się uchylił i zaklęcie trafiło w ciebie.
Przez przypadek, Weasley. A ty rzuciłeś się na niego, nie stosowałeś się do poleceń
Severusa i jeszcze pyskowałeś. Jakby tego było mało dostałeś szlaban. U
prefekta takie zachowanie jest niedopuszczalne! Dlatego odpieram ci odznakę i
wszystkie przywileje! Zaraz twoje rzeczy zostaną przeniesione do męskiego
dormitorium. I więcej nie chcę słyszeć o takiej sytuacji, bo będziesz miał ze
mną do czynienia. Jeszcze nigdy uczeń mojego domu nie nadszarpnął w takim
stopniu dobrego imienia Gryffindora . Hogwart zastępuje dom i rodzinę. I radzę
ci o tym pamiętać. – zakończyła swoją tyradę McGonagall zauważając Harrego – O
pan Potter. Dobrze, że cię widzę. Zgłoś się wieczorem do mnie z panem Malfoyem.
Mam do was sprawę.
- Oczywiście Pani Profesor – odparł grzecznie z uśmiechem
Harry i razem z Alexem wznowili swoją wędrówkę na błonia. Harry był zadowolony,
że Ron dostał wreszcie porządną nauczkę od życia. Uśmiechnięci przyjaciele
położyli się pod ich ekipowym drzewem.
- Dużo się zmieniło odkąd cię poznałem, wiesz? Odkąd was
wszystkich poznałem – powiedział cicho
Alex patrząc w niebo
- To prawda. Ale tylko na lepsze, co?
- No nie wiem, nie wiem. Muszę się dobrze zastanowić. –
powiedział za co zarobił kuksańca w żebra -
Przez was zacząłem pić, dręczyć biedne wiewiórki. No jasne, że na
lepsze. Przecież jakbym was nie poznał to zanudziłbym się na śmierć.
Reszta dnia minęła im w całkowitym spokoju i wyśmienitym
humorze. Do powrotu przyjaciół Alex wspominał z Harrym czasy przed poznaniem
ekipy. Potem udali się na resztę lekcji przekazując pozostałym wspaniałe wieści
o utraceniu przez Rona stanowiska prefekta. Po zjedzeniu kolacji, która nie
obyła się bez wygłupów, Harry z Draco udali się do McGonagall, po drodze
zastanawiając się o co może chodzić. Zapukali cicho do drzwi nauczycielki,
która od razu zaprosiła ich do środka.
- Siadajcie chłopcy.
- O co chodzi Pani Profesor?
- Chciałam prosić was o pomoc w wybraniu nowego prefekta.
Nie mam pomysłu kto z chłopców Gryffindoru mógłby nim jeszcze zostać. Macie
jakieś propozycję?
- Ja mam pewną osobę. Jest godny zaufania, ma dobre maniery
i potrafi być przykładem dla innych. Poza tym jest bardzo miły i przyjacielski
– powiedział po chwili zastanowienia Harry
- Kto to taki i czemu o nim nie pomyślałam?
- Bo dołączył do nas w tym roku. Alex. Alex Blakled. Ręczymy za niego.
- Skoro tak. Proszę przekażcie mu odznakę. Wiecie co i jak.
Pokażcie mu dormitorium. Wyślę tam za chwilę jego rzeczy.
- Pani Profesor, a może Alex mógłby mieszkać w naszym
dormitorium? –spytał Draco
- To dobry pomysł. Drugim prefektem Gryffindoru jest
Hermiona, a jak pani dobrze wie, niezbyt się dogadujemy. Po co robić zbędne
zamieszanie i nieprzyjemności?
- Może macie rację. Zabierzcie go do siebie i znikajcie już.
- Dziękujemy Pani Profesor.
- A, Potter?
- Tak?
- Profesor Dumbledore prosił, żeby ci to przekazać –
powiedziała McGonagall wręczając mu malutką kopertę.
- Dziękuje. Dobranoc
- Dobranoc.
Chłopcy opuścili gabinet McGonagall i skierowali się do
dormitorium Gryffindoru by przekazać Alexowi dobrą wiadomość. Po drodze Harry
otworzył kopertę od dyrektora. Była w niej data następnego spotkania. Miało się
odbyć w przyszły piątek.
- Dziewczyny nie będą zachwycone – stwierdził Draco
- Ja też nie jestem, ale muszę iść. Poza tym chce wykonać te
zadania jak najszybciej i pozbyć się tego skurwiela, bo jedyne co robi to
przyprawia mnie o ból głowy – odparł Harry podchodząc do portretu Grubej Damy.
- Harry jak miło. Dawno cię tu nie było. Co cię do nas
sprowadza? – spytała z uśmiechem Dama
- Mamy do przekazania dobre wieści. Został wybrany nowy
prefekt Gryffindoru i przyszliśmy mu wręczyć odznakę.
- Och, a kto nim został? Słyszałam co nawyrabiał młody
Weasley. To się nie mieści w głowie. Nigdy bym nie pomyślała, że cię zaatakuję.
- Ja kiedyś też bym tak nie pomyślał. Możesz nas wpuścić?
- Oczywiście, wchodźcie.
Ludzie zebrani w pokoju wspólnym obdarzyli ich zdziwionymi
spojrzeniami natomiast ich przyjaciele podeszli do nich.
- Stary, co się dzieje? Moje rzeczy zniknęły – zapytał Alex
- Młody, przykro mi... – zaczął poważnie Draco – ale musisz
się stąd wynieść.
- Że co proszę? Co ci odjebało? Harry o co biega?
- Mi też się to nie mieści w głowie, ale niestety od dzisiaj
będziesz mieszkał z nami – powiedział Potter uśmiechając się radośnie do
przyjaciela i wręczając mu odznakę.
- Ale jakim cudem?
- Sam widziałeś, że McGonagall wywaliła Rona. Przekonaliśmy
ją, że jesteś idealnym kandydatem.
- Ale jak wam się to udało?
- To Harry. Powiedział, że cytuje: Jesteś godny zaufania,
masz dobre maniery i potrafisz być przykładem dla innych. Poza tym jesteś
bardzo miły i przyjacielski. Same kłamstwa, no ale już trudno. Pójdziesz z
nami. A ty Kate wpadniesz do nas jutro nie?
- Boże mogę nawet teraz! Nie chce tu zostać sama –
powiedziała z lekką paniką.
- To chodź, przekimasz się na kanapie i przywykniesz do tej
myśli – powiedział Draco.
Harry zastanowił się nad czymś chwilę, po czym zatrzymał
przyjaciół i zwrócił się do mieszkańców domu Gryffindora.
- Jak pewnie jeszcze nie wiecie, zmienił się nasz prefekt.
Profesor McGonagall odebrała Weasleyowi odznakę i przekazała ją Alexowi. Od
dzisiaj od jest prefektem Gryffindoru.
- Za co go wywaliła? – zapytał ktoś z tyłu pokoju, zwracając
na siebie uwagę, zaczerwienionego rudzielca, siedzącego w kącie.
- Nie twoja sprawa – warknął wiewiór
- Minus dziesięć punktów Weasley za brak poszanowania do
pozostałych mieszkańców domu – powiedział usatysfakcjonowany Draco.
- Ron od dłuższego czasu był na warunkowym. Dzisiaj zarobił
70 ujemnych punktów i szlaban na jednej lekcji. McGonagall też ma swoją
cierpliwość. Dobranoc wszystkim – powiedział Harry kończąc dyskusje po czym
wyszli z pokoju i skierowali się do dormitorium prefektów naczelnych.
Po pokazaniu Alexowi jego pokoju i naszykowaniu Kate miejsca
do spania, poszli każdy do swojego łóżka by trochę wypocząć. Następne dni
minęły im bardzo szybko. Uczcili objęcie przez Alexa nowego stanowiska, a Harry
poinformował ich o następnym zadaniu. Oczywiście tak jak mówił Draco,
przyjaciele nie byli zachwyceni, a dziewczyny nawet zaczęły kombinować jak
powstrzymać go od wyruszenia na misje. Mimo wszystko Harry musiał ich zostawić,
bo tak jak mówił chciał to skończyć najszybciej jak to możliwe. Dlatego w
piątkowy wieczór pożegnał się z przyjaciółmi i udał się do dyrektora, który
wytłumaczył mu po raz kolejny, że nie może się wahać. Poinformował go również,
że to zadanie odbędzie się w starym lesie Asla Vazgecmem jednak nie wiadomo na
czym dokładnie będzie polegało. Będzie musiał uważać na wszystko. Tak jak
poprzednio, Severus przygotował dla niego świstoklik i eliksiry.
- Wróć do nas Harry.
- Spokojnie dyrektorze. Mam więcej szczęścia niż rozumu –
powiedział Harry łapiąc za świstoklik.
Poczuł charakterystyczne ciągnięcie w okolicy pępka, a kiedy
otworzył oczy był już w lesie. Rozejrzał się dookoła i powoli ruszył przed
siebie. Las był piękny, ale to dalej był las, w którym mieszkało wiele magicznych
i niebezpiecznych stworzeń. Harry krążył przez kilka godzin po lesie, tracąc
nadzieje, że znajdzie do czego szuka kiedy przed sobą zobaczył piękną młodą
dziewczynę. Zatrzymał się natychmiast i ukrył za drzewami. Nie znał jej, nie
wiedział kim lub czym była i co może mu zrobić. Była ubrana w białą zwiewną
sukienkę. Miała długie czarne lekko falowane włosy. Jedynie na jej stopach
brakowało butów.
- Nie obawiaj się mnie Harry. Możesz wyjść z ukrycia –
powiedziała patrząc wprost na niego.
Potter powoli wychylił się z ukrycia trzymając różdżkę w
pogotowiu.
- Mówiłam, że nie musisz się mnie bać nic ci nie zrobię.
Chodź ze mną – powiedziała ruszając w tylko sobie znanym kierunku. Harry nie
mając innej alternatywy, ruszył za nieznajomą, która zaprowadziła go na cudowną
polanę. Zatrzymał się na granicy drzew, nie będąc pewnym co ma dalej robić.
Natomiast dziewczyna usiadła na trawie w samym środku polany.
- Podejdź – powiedziała cicho.
- Kim jesteś? Skąd mnie znasz? – zapytał podchodząc do niej
powoli i siadając
- Jestem Ever. Mieszkam tu już bardzo długo. Wiedziałam, że
przyjdziesz.
- Skąd?
- Przewidział to stary czarodziej wiele lat temu. Jesteś
wybrańcem. Synem Lili i Jamesa Potterów. Twoi rodzice nie żyją od szesnastu
lat. Zabił ich Tom Marvolo Riddle nazywany Lordem Voldemortem. Twoim
przeznaczeniem jest go zabić i uwolnić świat spod jego tyranii. Przybyłeś tu po
następny składnik eliksiru. Zawiodłeś się na swoich najbliższych i dyrektorze,
który był dla ciebie wzorem. Mimo to znalazłeś nowych, prawdziwych przyjaciół i
pogodziłeś się z Albusem.
- Nie pogodziłem się z nim. Po prosto współpracujemy dla
dobra ogółu. Chce zamknąć rozdział o nazwie Tom Riddle i zacząć normalnie żyć.
Ale skąd tyle o mnie wiesz?
- Wszyscy cię znają Harry Potterze. Twoje narodzenie zostało
przewidziane wiele lat temu, a twoje przeznaczenie zna cały świat. Rodzice
opowiadają dzieciom bajki o dzielnym bohaterze, który uratuje ich świat i
uczyni ich życie szczęśliwszym. Na twoich barkach spoczywa duży ciężar. Za duży
jak na tak młodego chłopca. I mimo całej tej sławy w głębi duszy pragniesz
poznać kogoś wyjątkowego, skończyć szkołę, znaleźć prace i wieść spokojne
normalne życie u boku ukochanej osoby, która obdarzy cię potomstwem.
- Poznałem już najbardziej wyjątkowych ludzi na całej
planecie, którzy są dla mnie najważniejsi i z których nigdy nie zrezygnuję. Ale
masz racje, że za dużo ode mnie wymagają. Mimo wszystko chce to zakończyć i żyć
swoim życiem.
Rozmawiał z Ever jeszcze wiele godzin. W pewnym momencie
zorientował się, że musi wyruszać dalej, by znaleźć składnik i wrócić do domu.
- Przykro mi Ever, ale musze iść. Muszę wrócić do moich
przyjaciół i mojego świata. Nie mogę tu zostać. Powinienem ruszać dalej żeby
znaleźć ten cholerny składnik i być o jeden krok bliżej do pozbycia się Toma –
mówiąc to zaczął się podnosić. Nie zauważył jednak wystającej z ziemi ostrej
krawędzi kamienia i rozciął rękę. – Cholera.
Odruchowo przystawił dłoń do buzi jednak po chwili zauważył
dziwne zachowanie dziewczyny. Ever zerwała się z ziemi lekko podkulona, a jej
oczy zaczęły zmieniać kolor. Zbladła również jej cera. Harry znał to skądś, ale
nie mógł sobie przypomnieć skąd. Musiał przysnąć na jednej z lekcji.
- No dalej
Harry. Wiesz czym jestem. Przypomnij sobie lekcje – wysyczała dziewczyna
- Jesteś wampirem – stwierdził chłopak cofając się i
wyciągając różdżkę z kieszeni.
- Przecież wiesz, że to ci nie pomoże. Avada tylko mnie
ogłuszy. Będę cię ścigać dopóki cię nie zabiję. Wiesz co musisz zrobić.
- Nie. Zostaw mnie. Odejdź. Nie chcę robić ci krzywdy.
Proszę Ever nie zmuszaj mnie do tego – mówił Harry cofając się.
- Przykro mi Harry. To wbrew mojej naturze.
- To złam ją do cholery!
- Przepraszam – szepnęła cicho, poczym wyskoczyła w stronę
Harrego. Potter niewiele myśląc machnął różdżką, która przebiła Ever lewitowaną
gałęzią. Harry doskoczył do dziewczyny ratując ją przed upadkiem.
- Ja nie chciałem – wyszeptał
- Wiem Harry. Ale tak musiało być. To było nasze
przeznaczenie. Dziękuje, że mogłam cię poznać i przez chwilę mieć przyjaciela.
Teraz wiesz co musisz zrobić.
- Nie mogę...
- Harry... to ja jestem tym cholernym składnikiem, którego
szukasz. Musisz mnie zabić by go zdobyć. Nie ma innego wyjścia. Za chwilę
zasnę. Tracę już siły.
- Ty nie możesz być tym składnikiem. Znajdę inny sposób.
Przecież ty możesz być najwyżej parę lat starsza ode mnie. Nie pozwolę ci
umrzeć.
- Harry, kochany nie martw się. Żyję więcej niż ci się
wydaję. Zmęczyło mnie to już. Chcę wreszcie odpocząć. Chce zaznać spokoju. Może
spotkam tam kogoś. Może poznam twoich rodziców.
- Zabiorę cię ze sobą. Poznasz moich przyjaciół. To
wspaniali ludzie. Na pewno ich polubisz. Nie będziesz sama...
- Nie można tak. Nie będę nic czuła. Zrób to dla mnie.
Proszę. To był zaszczyt cię poznać.
- Nie chcę... – wyszeptał cicho, a po jego policzku spłynęła
pojedyncza łza.
Ever jednak już go nie słyszała. Zasnęła. Harry położył ją
na trawie i powoli wstał. Cofnął się i przyglądając się dziewczynie ostatni raz
rzucił zaklęcie. Po chwili mógł obserwować jak z popiołów Ever wyrasta kolejny
składnik eliksiru. Potter zerwał go szybko i tak jak za pierwszym razem
przeniósł się do zamku. Po powrocie oddał Snapowi kwiat i skierował się do
wyjścia z gabinetu. Chciał jak najszybciej być w swoim dormitorium.
- Cinis Est Cor Lamia – wyszeptał cicho
Severus
- Chyba nie chcę wiedzieć co to znaczy
profesorze – powiedział Harry łapiąc klamkę
- To nazwa tej rośliny. Cinis Est Cor
Lamia. Popiół wampirzego serca – powiedział odwracając się do niego – Co
się tam stało Potter?
Harry przymknął na chwile oczy
- Myślę, że nie trzeba nic wyjaśniać,
profesorze Snape. Nazwa mówi sama za siebie. Dobranoc.
Harry odetchnął po wyjściu z gabinetu
i wolnym krokiem ruszył do dormitorium. Wrócił myślami do wydarzeń z lasu. Może
znał tą dziewczynę zaledwie kilka godzin, ale to nie zmieniało faktu, że musiał
ją zabić. Nie był Voldemortem. Nie chciał mordować niewinnych ludzi. Nawet
jeśli Ever była wampirem. To niczego nie zmieniało. Gdyby tylko się nie
skaleczył... Nagle ktoś na niego wskoczył.
- Harry! Wróciłeś. Jak było?
No tak, Ann go dopadła.
- No, wróciłem. Było gorzej niż ostatnio, ale nie pod
względem niebezpieczeństwa – powiedział cicho, mocno odwzajemniając uścisk
dziewczyny.
- Chodź pogadamy. Reszta też się martwiła – powiedziała
dziewczyna po czym złapała go pod ramie i zaciągnęła do pokoju wspólnego gdzie
czekała na nich reszta przyjaciół.
- No to opowiadaj, jak było? – zapytała Kate
- Bo ja wiem. Wylądowałem w lesie. Błądziłem kilka godzin.
Potem spotkałem wampirzyce, którą musiałem zabić żeby zdobyć ten cholerny
składnik. To tyle w tym temacie. Pójdę się umyć. Trochę nałaziłem się po tym
pieprzonym lesie.
- Jasne – odpowiedzieli przyjaciele
- Nie wydaje wam się, że coś jest nie tak? Jest inaczej niż
ostatnio. Dziwnie się zachowuje.
- Bo musiał zabić. Wbrew pozorom, wampiry nie wyglądają jak
krwiożercze bestie. To są normalni ludzie. Zmiana zachodzi dopiero gdy wyczują
krew. Nie potrafią się wtedy opanować –
powiedział cicho Draco patrząc jak przyjaciel znika w łazience.
Po pewnym czasie usłyszeli jak Harry wychodzi z
pomieszczenia, jednak przeszedł drugimi drzwiami prowadzącymi do jego pokoju.
- Pogadam z nim – powiedział Draco, wstając.
Zapukał cicho do drzwi sypialni i wszedł do środka. Harry
siedział na parapecie, jak zwykle wpatrując się w niebo.
- Wiem co czujesz – powiedział, podchodząc do niego powoli.
- Po prostu nie chciałem jej zabijać – powiedział cicho
- Była wampirzycą Harry. Nie miałeś innego wyjścia. To nie
twoja wina – spojrzał mu w oczy przysiadając w drugim końcu parapetu.
- Miała na imię Ever. Spędziłem z nią kilka godzin. Była
taka sama jak my. To przez moją głupotę musiałem ją zabić. Skaleczyłem się w tą
cholerną rękę kiedy chciałem ruszać w dalsze poszukiwania. Doskoczyła do mnie,
a ja lewitowałem jakąś gałąź i...
- Zraniłeś ją.
- Tak. Ja naprawdę nie chciałem. Ever powiedziała, że zaśnie
i nie będzie nic czuła. Że muszę to zrobić żeby wrócić do domu, bo ona jest
następnym składnikiem. Gdyby nie to, w ogóle bym tu nie wrócił. Przekonała
mnie, że nie mogę was zostawić.
- I miała rację. To nie twoja wina Harry.
- Wiem, ale nie chciałem tego. Nie jestem Voldemortem. Mam
serce – powiedział patrząc mu w oczy.
- Wiem Harry, wiem. Masz wielkie, dobre, kochające serce.
Ale musisz pamiętać, że my tu zawsze będziemy na ciebie czekać. I jeśli nie
wrócisz skrzywdzisz nas wszystkich. Kochamy cię głupku bez względu na wszystko.
Na tym to polega. Możesz nam zaufać wiesz o tym.
- Wiem Draco. Tylko to nie jest proste, mówić o takich
rzeczach.
- Rozumiem cię. Też nienawidziłem mówić o wszystkim co
działo się u mnie w domu. Ale nauczyli mnie to robić. Dzięki ekipie wyszedłem
na ludzi i jestem teraz jaki jestem.
Po chwili drzwi pokoju uchyliły się i pokazała się w nich
głowa Alexa.
- Wszystko dobrze chłopaki? - zapytał
- Teraz już tak – powiedział Potter siląc się na szczery
uśmiech.
- Chyba nie do końca. Ludziska, ktoś tu potrzebuje grupowego
przytulasa – wydarł się Alex do pozostałych.
Nagle do ich dwójki dołączyła reszta przyjaciół tworząc
wielki kółko.
- Cieszę się, że was mam wiecie? – zaśmiał się Harry
obściskiwany przez przyjaciół
- Wiemy, że jesteśmy wyjątkowi. Nie musisz nam tego mówić –
powiedział z uśmiechem Draco.
- Też cię kochamy Harry – zaśmiał się Alex czochrając mu
włosy.
Po dłuższej chwili wrócili do salonu, gdzie do późna zaśmiewali
się do łez. Harry był wdzięczny losowi za takich przyjaciół. Byli najlepsi.
Cześć,
OdpowiedzUsuńKiedyś już ty byłam, raczej mnie nie pamiętasz. Szczerze mówiąc zapomiałam o tym blogu a potem już nie mogłam go znaleźć. Rozdział super. Czekam na kolejny. Mam prośbę możesz mnie jakoś powiadamiać o kolejnym rozdziale? Na fb dostaje dużo powiadomień i nie wszystkie czytam...
Dużo weny życzę!
Witaj ponownie :)
OdpowiedzUsuńObiecałam ten komentarz już dawno, ale nigdy nie mam dość czasu by się skupić. W każdym razie musiałam przeczytać od nowa całe opowiadanie, żeby przypomnieć sobie o co chodziło (za dużo ich czytam na raz ;p).
Podtrzymuję swoja wcześniejsza wypowiedź, z rozdziału na rozdział piszesz co raz lepiej. Z niecierpliwością czekam na kolejną dawkę tekstu :).
Życzę weny i większej ilości czasu i chęci na szybsze wstawianie notek.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ta zemsta na Ronie wyszła naprawdę pięknie... a może i Hermiony się pozbędą jako prefekt i zostanie nią Kate tak Harry nie potrafi zabić z zimną krwią jeśli nawet jest o to proszony...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia